sobota, 2 kwietnia 2011

Światła

Kiedy byliśmy na górze Moszna, Jarecki zaczął opowiadać o dziwnych latających obiektach. Temat od razu podchwyciłem i zacząłem go wypytywać o szczegóły, jak wyglądały, jakiej były wielkości...
- Wyglądały tak jak kapelusze afrykańskich podróżników, ale były dużo większe.
Zdarzało się, że rysował na ziemi obrazki tychże obiektów. Utkwiły mi w pamięci, a jeden mam po dzień dzisiejszy. Przeglądając różnego rodzaju materiały źródłowe natrafiłem na coś, co przypominało szkice Jareckiego – był to VRIL 1. Czasami próbował naśladować dźwięk jaki wytwarzał dany obiekt gdy unosił się w powietrzu. Raz powiedział coś, co także zrobiło na mnie duże wrażenie, że „oni nadal tu latają”.
Z Moszny skręciliśmy w kierunku Jugowic. Po drodze pokazywał mi dwa szyby wentylacyjne – oczywiście zasypane. Zatrzymaliśmy się, jak mi się wydawało, przy fundamentach jakiegoś baraku, lecz on objaśnił, że do środka wjeżdżała ciężarówka, a winda opuszczała ją na dół. Dokładnie o takich platformach i zapadniach opowiadał mój ojciec oraz koledzy, którzy z nim odnajdywali je w lesie. Opowiadał o tym także leśniczy z Jedlinki.
W momencie, gdy doszliśmy na wysokość stawu wawelskiego, Jarecki stał się posępny i nieobecny. Zaczął wydawać komendy po niemiecku. Nic kompletnie z tego, co mówił nie rozumiałem. Przeważnie siadałem na jakimś pniu i czekałem aż mu przejdzie. Przez te kilka lat naszej znajomości zdążyłem przywyknąć do jego zachowań. Kiedyś mnie zaskoczył i zaczął ze mną rozmawiać po włosku, co świadczy o tym iż był człowiekiem wykształconym, znającym kilka języków.
Gdy skończył już mówić po niemiecku podszedł do mnie, wskazał na rozległą polanę, po czym skulił się w sobie, jego ciało zaczęło drżeć...Przez zaciśnięte zęby usłyszałem jakby jęk. Można było w tym jęku rozróżnić słowa „oni wszyscy nie żyją”. Parę dni później, gdy spotkaliśmy się  w zupełnie innym miejscu spytałem go o to zdarzenie. Powiedział zupełnie trzeźwo:
- Byli to ludzie, którzy wypełnili już swoje zadanie i więcej nie byli im potrzebni. Oni postępowali tak ze wszystkimi, od których dostali to, co chcieli.
- A co się stało z ciałami? Skoro mówisz, że było ich dużo to gdzieś powinien być grób.
- Nie robili grobów, ciała wrzucili do kruszarek i gdzieś z urobkiem zostały wywiezione. Groby są tylko w Kolcach, gdzie załoga miała jeszcze ludzkie odruchy.
- Nie mów mi, że wszyscy, którzy zmarli byli w ten sposób traktowani??
- Nie wszyscy, to zależało od miejsca, w jakim pracowali. Oni uważali, że nie można marnotrawić całego towaru.
Próbowałem kontynuować naszą rozmowę by wyciągnąć jak najwięcej informacji, lecz nie udało mi się to, bo Jarecki zaczął już nucić Piątą Symfonią Beethovena.
Wielokrotnie próbowałem podjąć ten wątek, lecz bezskutecznie. Sam, raz tylko, gdy staliśmy na miejscu krematorium przy stacji kolejowej, użył słów „oni uważali, że nie można marnować całego towaru” .

1 komentarz:

  1. Panie Darku, proszę przeczytać http://pufoc.republika.pl/v7_visch.htm . Możliwe, że UFO nie ma a niemcy kontynuują badania na biegunie.
    Z podziwem dla Pana pracy i wkładu w historię Polski. Z poważaniem Mariusz Sońta

    OdpowiedzUsuń

Merytorycznie, bez wulgaryzmów, bez ataków ad personam.