W styczniu 1945 roku, moja mama była świadkiem dziwnego zdarzenia. Często o nim wspominała, choć do wspomnień z czasów wojny wracała z niechęcią.
Był wieczór, siedziała w swojej warowni czyli pomieszczeniu gdzie gromadzono ziemniaki, jeżeli można tak nazwać te gnijące odpadki. Około 23:00 przyszedł po nią "inżynier" w towarzystwie "doktora". Kazali jej natychmiast z nimi iść. Przed szpitalem czekała sanitarka z zaciemnionymi szybami. Wewnątrz było zupełnie ciemno i panował potworny fetor rozkładających się ciał. Auto ruszyło z impetem. Po około półgodzinnej jeździe zatrzymali się. Dotarli do pałacu. Znała ten budynek gdyż będąc jeszcze we Wrocławiu, zdarzało się, że była przywożona tu jak i do Książa. Pałacyk ten znany jest dziś jako Pałac w Jedlince.
Została wprowadzona do podziemi schodami wprost z kuchni. Było tam kilku lekarzy, wsyzscy wydawali się dziwni. Nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego coć ją niezwykle niepokoiło. Jeden z lekarzy podszedł do niej i obejrzał od stóp do głów, kiwnął głową a na ten znak inny lekarz zrobił jej zastrzyk. Świat zaczął wirować, traciła przytomność. Ocknęła się dopiero następnego dnia w swojej warowni. Była umyta, miała na sobie świeżą odzież, była ostrzyżona i uczesana. Jej zdziwienie nie miało granic, o co tu chodziło? "Inżynier" oświadczył jej, że jest wyznaczona do "zejścia". Dostrzegając jej przerażenie uśmiechnął się i oświadczył iż "zejście" oznacza lepszy los, początek nowego życia. Powiedział: "w razie czego dbaj o dzieci".
O co tu chodzi nie mam pojęcia. Wiem, że ty masz obfity zbiór podobnych relacji lub słyszałeś tego typu opowieści. Boję się ośmieszenia ponieważ są to rzeczy niewytłumaczalne. Moja mama bardziej przeżywała szykany powojenne zadawane przez sąsiadów, lekarzy, znajomych niż traumę wojny. Być może wojna, przeżycia obozowe, szykany, gwałty spowodowały, że moja mama popadła w obłęd, ale spotkałam ludzi, którzy opowiadali podobne rzeczy. Byli to pensjonariusze jednego z zakładów psychiatrycznych gdzie moja mama była kierowana na obserwacje. Panicznie bała się powrotu do Głuszycy. W latach sześćdziesiątych spotkała jednego z "pracowników" Riese z czasów wojny. Był to jeden ze ślązaków, który akurat należał to tych 'normalnych'. Nie pastwił się na więźniach, był górnikiem, pracował przy drążeniu tuneli. Spotkali się w Warszawie na jakiejś komisji lekarskiej, muszę dodać, że przez pewien okres mama była caly czas wzywana na różnego rodzaju badania, co dziwne, prowadzili je lekarze radzieccy. Ów człowiek także był poddawany podobnym zabiegom. W trakcie rozmowy upomniał mamę aby to, co widziała i czego była świadkiem zachowała dla siebie bo inaczej skończy w psychiatryku a nawet może zginąć oraz, że jeszcze długo po wojnie będzie to niebezpieczny temat. A tajemnica jest bezpieczna. "Już wielu zginęło. Najlepiej o tym zapomnij". Więcej już się nie spotkali.
W latach siedemdziesiątych razem z mamą zostałyśmy wezwane na badania. Szpital mieścił się na Woli, lecz stamtąd karetką zostałyśmy przewiezione do innego szpitala. Jechałyśmy około godziny. Badanie polegało między innymi na kontroli narządów rodnych. Było bardzo bolesne. Pobierano nam krew, brano próbki włosów oraz paznokci. Trwało to kilka godzin. Nikt nam nic nie tłumaczył, o nic nie pytał. W pewnym momencie mama wpadła w panikę na widok jednego z lekarzy, zemdlała. Byłam zdezorientowana. Odwieziono nas do domu. Dopiero przed śmiercią wyznała mi, że był to jeden z lekarzy, którzy badali ją w pałacyku.
Poza tym, co ci opowiedziałam nic więcej się nie wydarzyło. Nikt inny nas nie badał, nie interesowano się nami. Ja powróciłam do tematu gdy pewnego dnia w księgarni znlazłam książkę z napisem "Riese". To słowo uderzyło mnie niczym obuch. Przecież to nazwa, która związała się z moją rodziną. Ja tam przyszłąm na świat!
Jest jeszcze jedna sprawa, możesz to traktować jako fantastykę lub brednie starej kobiety. Nigdy nie wyszłam za mąż, nie mam dzieci...jestem "wysterylizowana". Nie mam pojęcia kiedy to się stało, może podczas tamtych badań. Ginekolog, u którego się leczyłam bezradnie rozkładał ręce, nie potrafił tego wytłumaczyć.
Może to "Riese" nadal zbiera swoje żniwo.
Możesz to publikować, przetwarzać. Ja osobiście nie mogę się pokazać ponieważ żyje jeszcze mój ojczym oraz jego rodzina, ale mam nadzieję, że nasza współpraca przyniesie jakiś efekt.
Dziękuję, Bożena Tarnowska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Merytorycznie, bez wulgaryzmów, bez ataków ad personam.