niedziela, 27 listopada 2011

sobota, 26 listopada 2011

niedziela, 20 listopada 2011

Gadzina

"Kobieta miała około 2 m wzrostu. Ubrana była w habit, taki jaki noszą mniszki, kruczoczarne włosy zdawały się zakrywać ją całą, jej nogi były dziwne długie i krzywe. Lecz jej oczy wyglądały jak oczy jaszczurki, jej twarz przypominała gadzia maskę. Stała nieruchomo, wpatrywała się w nas i badała otoczenie. Gdy wysunęła rozdwojony język lejtnant Kondratiuk puścił w jej kierunku serię z pepeszy. Skowyt rannego psa przeszył nasze ciała. Gdy otworzyłem oczy postaci już nie było, nie było żadnych śladów, nic. Rosjanie wzruszyli ramionami i odeszli. Ja przez chwilę kręciłem się po okolicy. Znalazłem dziwne pismo oraz znaki wyryte w kamieniu. Kamienne schody prowadziły na coś, co przypominało ołtarz i tam znów ją ujrzałem. Wchodziła pod ziemię, a towarzyszył jej ogromny pies lub raczej wilk. Gdy wyczuła, że się jej przyglądam, wykonała dziwny gest ręką, tak jakby mnie przywoływała. Moje nogi zrobiły się jak z waty. Nie mogłem się poruszyć. Stałem tak, aż do momentu powrotu rosyjskiego patrolu. Byli wściekli gdyż Kondratiuka zagryzł wilk. Ale gdy zobaczyli jak wyglądam, przerazili się. Mój mundur był powypalany, miałem zwęglone włosy, a dłoń w której trzymałem pistolet przypominała bryłkę węgla. Gdy opatrzono moje rany okazały się powierzchowne, a dłoń była oklejona czymś w rodzaju żwiru.
Zakazano mi opowiadać o całym zdarzeniu. Przez lata milczałem, aż do 1963 roku, gdy znaleziono pracownika leśnego podobnymi obrażeniami do moich. Zacząłem wtedy szukać pomocy lecz bezskutecznie. Poznałem historię góry Ślęży, nawiązałem kontakt z jasnowidzami, wróżbitami i ludźmi "posiadającymi moc". Jednak dopiero twoje wystąpienie pod Jeleniem daje mi podstawę sądzić, że mój przypadek nie odbiega od tych jakie opisujesz (...)"
Zapis rozmowy telefonicznej z 8-XI-2011

sobota, 19 listopada 2011

Podążając tropem c.d.

Stary cmentarz, pogrom Cyganów, miejsca mocy. Wpływ góry na życie ludzi. Skarby, podziemny świat. Runy, krasnale, Germanie i Słowianie. Jaki związek mają te wszystkie elementy właśnie tu, u stóp góry Ślęży.







Ciągle w temacie

Opowieści Jareckiego i nie tylko, z rejonu Riese, ostatecznie zawiodły mnie na górę Ślężę. Opowieści, które tutaj spisałem oraz rzeczy, które zobaczyłem pod ziemią zmuszają mnie do nowego spojrzenia na sprawy przeze mnie poruszane. Prezentuję tu kilka listów i relacji z miejscowości Tąpadła, Biała, Sulistrowice oraz Sobótka. Jestem przekonany, że osoby, które przekazywały mi swoje relacje nie miały nigdy kontaktu ze świadkami z Riese, a tym bardziej z Tuczna czy Pomorza. Ich zbieżność nie jest jednak przypadkowa.

"Wielka grota w kształcie jaja, ściany idealnie gładkie,a na środku wielki kryształ. Kształt i kolory jakby co chwilę się zmieniały. W części centralnej było coś na kształt swastyki - być może to był czarny wir, ale ja widziałem swastykę. Gdy nas tam przywieziono była wiosna. Ile czasu byłem pod ziemią nie wiem, moja skóra była szara, ręce od ciężkiej pracy wyglądały jak szpony. Co utkwiło mi w pamięci to zastrzyki, po których mogłem pracować bez przerwy i jedzenia, potem zapadałem w dziwny letarg, z którego wyrywały mnie owe zastrzyki. Jednak rysunki jakie malował i szkicował Rosjanin (nazywał się Zwierdin) najbardziej utkwiły mi w pamięci. Rysował górę, na której pracowaliśmy, opowiadał o niej bez przerwy. Przed wojną był geologiem, zajmował się poszukiwaniem złóż żelaza, teraz jednak szukał innej rudy, takiej z której można wyprodukować super bombę. Lecz nie to, go ożywiało najbardziej lecz wnętrze góry, był to ponoć nie wybuchły wulkan a w jego wnętrzu znajdowały się naturalne groty, hale i chodniki. Niemcy znaleźli podziemne komnaty ogromnych rozmiarów, na jej środku stał wielki diament, źródło gigantycznej mocy, sam Himmler przyjechał aby go obejrzeć. Opowieści i rysunki tego Rosjanina wyryły się głęboko w mojej pamięci. Tuż przed wkroczeniem Rosjan, Zwiezdina wywieziono gdzieś w okolice Waldenburga (Wałbrzych). Ja natomiast jako elektryk, zostałem zabrany pod ziemię do części góry, której nie znałem. Mieliśmy wszystko demontować i zasypywać chodniki, które wcześniej drążyliśmy i wtedy widziałem diament pierwszy i ostatni raz - był piękny, taki jak opowiadał Zwiezdin, magiczny, mienił się wszystkimi kolorami tęczy, hipnotyzował - trwało to chwilę, lecz nigdy tego widoku nie zapomnę...
Od 70 lat szukam drogi prowadzącej do owej komory. To, co my zasypywaliśmy, próbowali odkopać Rosjanie, bezskutecznie, większość tuneli została wysadzona, nawet sama góra jakby starała się ukryć swą tajemnicę. Dziwne osuwiska ziemi samoczynnie zakryły nasze prace. Góra mruczy - mówili niektórzy, gdy w 1945 roku opuszczałem Ślężę, a góra faktycznie jakby drżała i odczuwalne były wstrząsy. Stary miejscowy Niemiec skomentował to tak - góra została okaleczona, teraz leczy swoje rany.
Coś w tym przekazie jest, faktycznie w miejscach, które odwiedzam regularnie rosną nowe kamienie. Są to te same kamienie, którymi zasypywaliśmy chodniki - one tam nie pasują i góra je oddaje.
Mam 86 lat, nie wiele czasu mi już pozostało. Mieszkam od 20 lat we Wrocławiu, a pochodzę z Gdańska, jestem Kaszubem. Po wojnie próbowałem zapomnieć lecz bezskutecznie. Jakaś magnetyczna siła, jakiś zew mnie tu przywołuje. Nie tylko mnie, ostatnio spotykam tu wielu Niemców po 80. i starszych, wśród nich poznałem jednego z SSmanów, wyglądał dokładnie jak 70 lat temu, był przewodnikiem, opowiadał im o źródle mocy, które jest we wnętrzu góry, o wiecznej młodości, władzy oraz sile jaką daje diament z wnętrza Góry.
Możesz się śmiać z bajań starego człowieka, lecz ja i tak wiem co widziałem...

wtorek, 8 listopada 2011

Podążając tropem (b.s)

Podziemna niespodzianka.









To, czego nie widać na filmie, niech pokażą zdjęcia.










wtorek, 1 listopada 2011

Podążając tropem...

Temat Władysławowa jak i innych portów znajdujących się w okolicach zatoki Puckiej objęty jest (utajnienia przez kolejne 50 lat, postanowienie wydane przez Anglików) tajemnicą niemal taką samą jak Riese. Podczas ewakuacji Gdańska, Gdyni oraz pomniejszych portów obserwowano załadunek bardzo dziwnych i tajemniczych transportów. Jednakże port we Władysławowie był świadkiem ich największej ilości. Przybywały tu transporty z Dolnego Śląska jak i z centralnej Polski. Co dziwne większość transportów zaraz po wyjściu w morze była zatapiana. W 1991 roku rozmawiałem z jednym ze świadków ówczesnych wydarzeń. Opowiadał jak więźniowie przeładowywali dziwne, wielkie skrzynie (w zasadzie metalowe kontenery) do który podłączona była masa przewodów. Gdy owe skrzynie zostały załadowane na kutry torpedowe, wartownicy natychmiast zastrzelili więźniów ładujących ów transport. Kutry pod pełna parą wyszły w morze. Nawet gdy pierścień okrążenia był już zamknięty pierwszeństwo ewakuacji miały owe skrzynie. Był świadkiem strzelaniny między żołnierzami Wermachtu a eskortą w dziwnych mundurach osłaniającą owe skrzynie, o miejsce na statku ewakuacyjnym. Z tym świadkiem kilkakrotnie jego kutrem (był rybakiem) wypływaliśmy w miejsce zatopienia Gustloffa i innych zatopionych statków. Kaszubi siła byli wcielani do armii niemieckiej i Pan Stanisław Plata był właśnie jednym z nich. Jego opowieści dotyczące opisanych transportów pochodzą z pierwszej ręki ponieważ był jednym z marynarzy Kriegsmarine, którzy je obsługiwali. Przewozili je do bazy okrętów podwodnych w Świnoujściu, gdzie ich ślad się urywa. Będąc w kapitanacie w Świnoujściu otrzymałem odpowiedź iż żadna dokumentacja z tego okresy nie istnieje więc nie mogą odpowiedzieć na moje pytania.