czwartek, 27 września 2012

Brednie Jareckiego

Przypuszczam iż czytaliście posty z Jareckim , kim był nie mam pojęcia .Jego przekaz wypełnia się dosłownie , chaos , destabilizacja gospodarcza , otwarcie wrót . Przez ostatni rok poznałem setki może tysiące wyznawców tzw wolnych ludzi , jednak żaden z nich nigdy nie wspomniał o tym co będzie po . Ten stary wariat powiedział kiedyś że 
- nawet Ci co stali przed komorą gazowa nie wierzyli w to co ich czeka -
teraz my nie dopuszczamy wizji tego co nas czeka , Hiszpania i Grecja to żut beretem od nas .
- Cyt  Jarecki -
 - Gdy bedą gotowi powstanie chaos , ludzie będą wilkami ( moim zdaniem chodzi o nowe bezlitosne armie Islam )wtedy Oni podniosą łby . Ich armie będą gotowe ( słowa Himmlera - to te brudasy z pustyń będą naszą nowa armią mat .B .Wołoszański Sensacje XX Wieku )Dzisiaj biją kolbami karabinów w drzwi Europy .
- Kopalnie Głuszycy kiedyś odwrócą uwagę od Sobonia -( mat Teleexpress )- o obozie koncentracyjnym Głuszyca wszyscy zapomną , Mintere kazał powiesić Dalmus , Mintera chciał wszystko pokazać , chciał ocalić skórę ....

sobota, 22 września 2012

Izabella Jaxa - mail

Szanowny Panie

Niemcy pokazali w poniedzialek w TV film o 2 Polkach ,ktore opowiadaly
swoje przezycia z Lodzi -Lebensborn.
Ich rodzice dostali wezwania na badania w Lodzi. Badania polegaly na
tym ,ze Niemcy wybierali
sobie tzw aryjskie dzieci. Zapewne pyta sie Pan skad wiedzieli ,ze te
dzieci pochodza od tzw. Aryjczykow.
Prowadzono badania historyczne szczegolnie w Biskupinie, ktory byl
nazywany przez Niemcow UR-Stadt ,czyli pradawne miasto.
Do dzisiaj z braku funduszy biskupin odkopane tylko czesciowo !

Kobiety te opowiadaly ,ze byly wysylane do domow dziecka w Niemczech.
Tak przychodzili rozni ludzie  i wybierali sobie dzieci.
Dzieci czesto plakaly a gdy jedno z nich zaczelo plakac wowczas
plakaly wszystkie.
Niektorzy byli bogaci jak rodzice tych 2 kobiet i dbali o nie, inni
potrzebowali taniej sily roboczej.
Do dzieci mowiono tylko po niemiecku. Po wojnie nasz rzad zazyczyl
sobie powrotu dzieci.
Dzieci znow trafily do domow dziecka z ktorych mogli odebrac je
rodzice ,lub krewni.
Niektorzy rodzice zgineli i dzieci mieszkaly w domu dziecka do
ukonczenia 18 lat. W szkole byly szykanowane przez inne dzieci .
Nikt nie zajmowal sie nimi ,ani lekarze ani psycholodzy.
Jedna z kobiet nie pamietala swojej polskiej matki ,ale bardzo bylo
jej szkoda Niemki ,ktora byla jej przybrana matka.



-------------------------------------------------------------------------
Wykonawcami trumien krysztalowych mogla byc tzw. szanowana rodzina
Swarowskich.

http://www.horstschreiber.at/texte/swarovski-in-der-nszeit

Oto link , ktory pokazuje ze zarobili w ciagu 2 lat ok. 6.000.000


Horst Schreiber jest historykiem ,ktory zajmuje sie nazismem i
holokaustem.
E-Mail: Horst.Schreiber@uibk.ac.at

http://www.erinnern.at/bundeslaender/oesterreich

http://www.tt.com/Tirol/4290975-2/angeblich-experimente-an-heimkindern-auch-in-tirol.csp
Historyk opisuje ze pod koniec lat 70-tych byly wykonywane badania
medyczne na dzieciach w domach  dziecka -region Tyrol.
Serwowano im medykamenty dla zwierzat i przeswietlenia rentgenowskie.


http://www.youtube.com/watch?v=nNV1MeZtSlw&feature=related
film na www.youtube.com
Kinderheimopfer "schwarze Pädagogik, perverse Schweine"


serdecznie pozdrawiam
IK

wtorek, 18 września 2012

Tunel - Roman Czapski cz.2

...Cygaro było srebrne, takie jak moje rękawice. Nakazano nam ułożyć ten przedmiot na wózku. Przepchnęliśmy go nie w stronę wagonów lecz do dziwnego wielkiego transformatora, całego owiniętego miedzianym drutem. Trochę się na tym znałem gdyż przed wojną pracowałem jako elektryk, w niewoli także byłem wykorzystywany do pracy w swoim zawodzie. Kazano nam zostawić cygaro i odprowadzono do kolejnego samochodu. Tym razem nosiliśmy małe pojemniki wielkości gaśnic, lecz bardzo ciężkie. Były tam także słoje z ludzkimi oczami, całe głowy. Na każdym był napis "KL Auschwitz - J.Mengele". Gdy słaniałem się już ze zmęczenia, nasz "opiekun" odprowadził nas na bok. Stał tam jakiś lekarz, miał na sobie biały kitel. Tam nakazano nam zdjąć kombinezony. Lekarz zrobił nam jakiś zastrzyk, zmęczenie minęło. Ponownie włożyliśmy nasze stroje i wróciliśmy do pacy. Ile minęło czasu nie jestem w stanie określić, jednak z 25 osób z którymi pracowałem pozostało nam przy życiu tylko siedmiu. Po jakimś czasie zorientowałem się, że tunel jest pusty. Nie było pociągu ani ciężarówek, tylko sterta słoi z dziwną cieczą przypominającą rtęć. Wszystkie musieliśmy załadować do dziwnego wagonu, wyglądał jakby cały był zrobiony z aluminium. Niemcy panicznie bali się do nas podejść gdy nosiliśmy te słoje. W pewnym momencie to tunelu wbiegli Rosjanie, Niemcy nie reagowali. Powstało ogromne zamieszanie, w którym rozbito jeden ze słoi. Niemcy wpadli w panikę, błagali Rosjan o śmierć, coś krzyczeli, że nie chcą żyć, nie chcą się zmienić, wolą śmierć. Nas Ruscy chwilowo ignorowali jakby nas tam wcale nie było. Co stało się całym tym magazynem, nie wiem. Gdy Rosjanie nas w końcu zauważyli wyprowadzili nas na zewnątrz, byliśmy na terenie jakiejś kopalni. Załadowano nas na ciężarówki i wywieziono do Kłodzka - tu dowiedziałem się, że byłem w Ludwikowicach Kłodzkich. Przez trzy lata przetrzymywany byłem w zakładzie psychiatrycznym w Bolesławcu. Kolejne lata to gehenna związana ze zdrowiem oraz izolacja w kolejnych zakładach. Dopiero pod koniec lat 70. dano mi spokój. Nigdy nie dostałem statusu kombatanta mimo iż byłem więźniem Gross-Rosen. Miałem zakaz opowiadania o przeżyciach w tunelu. Gdy tylko próbowałem opowiedzieć tę historię dziennikarzom, natychmiast lądowałem w zakładzie psychiatrycznym.

Pan Roman zmarł w 1989 roku, przyczyna zgonu - całkowity lub częściowy rozkład organów wewnętrznych. Jego pamiętnik nadal posiada syn mieszkający we Wrocławiu. Miałem okazję zapoznać się z treścią owego pamiętnika podczas Polconu 2012.

czwartek, 13 września 2012

Soboń - Aktywacja

Woda odsłania nowe tunele , odwierty sa nie potrzebne . Miałeś rację co do długo-planowego przedsięwzięcia . Nic więcej nie   nie napiszę , coraz więcej poszukiwaczy przypałów ...
 Obóz koncentracyjny istniał na prawdę , miałeś rację  że to nie latryny tylko wywrócony płot .
A.B

niedziela, 9 września 2012

Tylko jedno zdanie

Gdy wchodziłam do tunelu i zamykano wrota , krzyczałam , biłam , drapałam ściany nawet chciałam wydłubać sobie oczy  , aby umrzeć, tylko by więcej mnie nie posiadł -....
 Weronika Wołoszczuk więźniarka GR  - Ukrainka- pensjonariuszka domu dla obłąkanych w Głuszycy 1945-72 kroniki lekarskie NR -I- 275 .
    Jej dziecko w 1945 przejęli Rosjanie ci sami z  gen Plisko plądrowali Riese  .
Było inne , silne , broniło się , posiadało zęby , szara skóra taka jak u ryjców , . -

Odmieniec moja zgoda na prewencyjny zabieg . - dr Mraczek
 
 Otto Dalmus interweniował powiadomił NKWD i MO .
     Potwora zabierają Rosjanie - dr Mraczek
  Weronika bredzi , żyje czymś nie realnym , opowiada o podziemnym świecie , o tysiącach tam żyjących...
       Może szaleństwo może wizja a może fakt . 

sobota, 8 września 2012

Fort Va i moja naiwność

Witam Panie Darku
wielokrotnie widziałam Pana materiały i bywałam na Riese, ciesząc się że są ludzi tacy jak Pan – mówiący o historii, promujący Dolny Śląsk etc.
Ze zdziwieniem przyjęłam Pana materiał na http://www.youtube.com/watch?v=YxypqadKeVA&feature=youtu.be dot. fortu Va w Poznaniu.
Niestety mam wrażenie, że nie został Pan poinformowany należycie... stąd pozwalam sobie na ten mail do Pana.
Poniżej przesyłam linki do materiałów prasowych, które ukazały się w sierpniu – niech mówią inni...
Również w załączniku dosyłam list otwarty jaki został skierowany do Rady Miasta, ZKZLu, mediów – opisujący rzeczywistą sytuację na forcie Va.
 
Qwoli wyjaśnienia – jesteśmy grupą około 20 osób, która zaangażowała się na terenie fortu (m.in. oczyszczenie rowu diamentowego,wiele prac wewnątrz fortu, wykoszenie części chaszczy – to nasze prace, a nie p. Kłoskowskiego czy “Kernwerku”. Staramy się o przejęcie obiektu, który od 5 lat jest pod opieką Kernwerku (obecnie 4 osoby – reszta podziękowała) i niszczeje oraz jest niezabezpieczony. Obecnie założyliśmy stowarzyszenie (w trakcie rejestracji) i mamy poparcie innych stowarzyszeń z terenu Poznania. Mam nadzieję, że do skutku dojdzie wyjazd na Riese 1 września (sobota) – chciałabym kilku osobom pracującym na forcie pokazać Osówkę, Książ itd. Mamy w planach też wizytę u zaprzyjaźnionego Michała Sabadacha (zapewne postać Panu doskonale znana) na promocji książki o nim u niego w Uniejowicach.
 
Mam nieodparte wrażenie, że p. Kłoskowski wciągnął Pana w środek tego konfliktu, nie informując Pana o sytuacji, jednocześnie nagrania używa jako argumentu przeciwko nam (takie wieści właśnie do nas dotarły).
Mam nadzieję, że po zobaczeniu i przeczytaniu (również komentarzy internautów) uda nam się spotkać i porozmawiać o rzeczywistej sytuacji
 
- Teleskop z dnia 09.08.2012
- Teleskop z dnia 15.08 godz. 21.45 - materiał bodaj od 9 minuty
- Reportaż na e-poznań o obchodach Święta Wojska Polskiego
- e-poznan 15.08.2012
- e-poznan 14.08.2012
- Telewizja WTK 14.08.2012


Łączę wyrazy szacunku
Aneta Wyrwas  
 Jakie nam to bliskie takie prosto z Riese , środowisko poszukiwaczy i odkrywców jest patologiczne słowa Igora W .

Marcel

Witam, Dawno nie pisalem ;-) ale wydarzylo sie cos co mnie sklonilo, zeby sie ponownie odezwac. Otoz poznalem ostatnio przy okazji dzialalnosci biznesowej pewna panią w mocno srednim wieku. Ta pan sie obraca w biznesie kosmetycznym (np. kliniki kosmetyczne, spa, itd.) Spedzilismy duzo czasu rozmawiajac. W pewnym momencie postanowilem pokierwac rozmowe na tory Panskiej dzialalnosci - w zasadzie zaczalem mowic o dokonaniach lekarzy niemieckich w obozach koncentracyjnych - i w kontekscie tego, ze Pan dotarl do informacji, ze kliniki w austrii naleza do bylych lekarzy z obozow i ich rodzin. W tym momencie, tej kobiecie opadla twarz - stracila mine - jakby jej kto w morde dal - niewiem, jest mi trudno opisac jej reakcje, ale w pewnym momencie mialem wrazenie, ze powiedzialem jej cos co ją zabolalo. w końcu przemówiła i mówi do mnie tak: - Ja wiem o kim mówisz. Ja znam jedną klinikę. Byłam tam. Znam ludzi. Znam tego doktora. Nie powiem ci jak sie nazywają, ale to wszystko prawda. Co więcej, to nie jest takie trudne, żeby to sprawdzić. I w tym momencie zmieniliśmy temat, ale mnie aż ciarki przechodzily ;-) ja myślę, że ona wie o wiele więcej. Poruszyłem kwestie lebensbornu, wiedziała co to było. Ale przy najblizszej okazji zmieniła temat. Ale się nie dziwie - z poklosia II wojny ona jakby czerpie korzyści robiąc w tej branży... Gdzieś w jakiejś audycji na końcu powiedział Pan, że spotkał starego niemca, który powiedzial panu, że hitler nie dał rady podbić nas czołgami w 1939, ale zrobiła to IV rzesza wiele lat później otwartymi granicami i darmowymi euro ;-) czyli dobrze czułem przez skórę... Pozdrawiam Marcel

Monika Wśniewska II

I witam, to znowu ja. :)
Właśnie obejrzałam na YT Pana wycieczkę po Dworcu Głównym i od razu piszę co wiem na ten temat. :)
Mój tata urodził się na ulicy Joanitów, tuż za Dworcem Głownym we Wrocławiu w 1947 roku. W tym czasie za Dworcem tereny dziś pokryte parkami i zielenią oraz ogórdkami działkowymi zarzucone były tonami gruzów zwożonych tam przy odgruzowywaniu okolicy. Kiedy miał ok 7-8 lat a więc w okolicy 1955 roku tereny te zostały w końcu oczyszczone i płaska przestrzeń straszyła... wejściami do tuneli które prowadziły pod Dworzec Głowny. Mój tata z kolegami, jako małe szkraby zapuszczali się czasami głębiej niż mama pozwalała ale przez bardzo długi czas uciekali ponieważ z tuneli wybiegały wyjątkowo wypasione szczury. Po roku czy dwóch przestały, prawdopodobnie skończyły się zapasy (nie chcę chyba wiedzieć czego). Wtedy wchodzili głębiej- POD SAM DWORZEC ponieważ słyszeli pociągi i czuli wybracje. W tunelach były sale gdzie stały metalowe stoły, po latach tata mówił, że były to bez wątpienia stoły do sekcji, z wyżłobieniami na bokach, pochylone z rynienkami do odprowadzania płynów. W jednej z sal na ziemi leżały szczątki zołnierzy w mundurach.
Wejścia do tuneli znajdowały się na załączonych zdjęcia, które wyciełąm z Google Earth. Po latach mój dziadek który do końca życia mieszkał na Joanitów miał działkę tuż obok, gdzie podobno wraz z sąsiadami zasypali jedno z wejści ponieważ przeszkadzało w zagospodarowaniu ziemi pod drzewka. Będąc małą dziewczynką z zapartym tchem chodziłam po śliwki bojąc się, że wybiegną na mnie szczury. :)
Mój dziadek był kolejarzem z czasem w siedzibie tuż za Dworcem i mówił, że przez lata tunele pod Dworcem były wolne, przechodnie i wielu starych kolejarzy znało je jak włąsną kieszeń.
Pierwsze zdjęcie pokazuje lokalizację Joanitów względem Dworca, drugie to zbliżenie. Tunel znajdowała się w prawym dolnym rogu gdzie widać działki, kolejny na jednym z zielonych placyków widocznych na zdjęciach.
A druga informacja, jak wspominałam, mieszkałam na ulicy Nowowiejskiej. Mówiło się dużo, że Michaelstrasse miało tunele łączące wszystkie piwnice wzdłuż ulic aż do Placu Grunwaldzkiego gdzie było lotnisko. Tunele miały rolę ewakuacyjną bo na naszej ulicy mieszkali SSmani. Moje mieszkanie na 4 piętrze było apartamentem plus małe mieszkano dla służby. Przy remoncie zdieraniu tapet znaleźliśmy napisy na ścianach w gotyki ze słowem GOTT oraz pamiątkową kulę z karabiny, 1 feniga i gazety z 1943 roku upchane pod parapetem okna. Miałam je przez lata na szafie, pod szybą.
Ale do tematu- tunele prowadziły na lotnisko natomiast w połowie drogi znajduje się plac zielony gdzie dziś znajduje się szachownica do parkowych szachów. Ojciec kobiety która mieszkała w tym mieszkaniu przed nami mówiła, że pod szachownicą była kiedyś rampa do zwożenia aut pod ziemię, żeby je ukryć, przewieźć większą ilośc presonelu w drodze ewakuacji? Rampa została zdemontowana i oddana na przetop w czasi eporządkowania miasta po wojnie, dziurę zasypaną częścią gruzu z którego usypano Górkę Nowowiejską (zaznaczona niebieskim rombem) a miejsce zaasfaltowano i położono szachwnicę która jest tam do dzisiaj. :) Zaznaczyłam ją zielonym kwadratem.
Natomiast kółkiem zaznaczyłam podwórko gdzie widziałam nocą to Coś o czym pisałam w poprzednim mailu.
Mam nadzieję, że przydadzą się do czegoś te informacje. W końcu po coś je wszystkie zachowałam po osbach które już odeszły. :)
Monika WIśniewska




Monika Wśniewska

 
Na Pańskim blogu znalazłam dziś relację świadka, który opisuje spotkanie z tajemniczym zwierzęciem, o którym mówi Pan kilka razy. Ta relacja jest bardzo bliska temu co widziałam na morzem ładnych parę lat temu, więc może Pana zainteresuje.
 
Po zakończeniu Liceum i maturze (1996, o ile dobrze liczę), razem z trójką przyjaciół z klasy pojechaliśmy do Rowów (54*39N, 17*02E). Pewnej nocy postanowilismy zrobić sobie "noc na plaży", wybraliśmy noc księżycową, pełnię i odludny fragment plaży na południe od Rowów, gdzie wydmy spotykają się z bardzo rozległym lasem. Współrzędne które podałam pokazują ten włąśnie las.
 
Wykopaliśmy sobie w piasku wielki dół, rozłożyliśmy koce na dnie, żeby nie wiało zbytnio od morza i podziwialiśmy gwiazdy pogryzając batoniki. W pewnym momencie zauważyłam, że z wydm na skraju lasu wybiegło jakieś zwierzę- pies, jak na początku sądziłam. Dobiegł do brzegu, gdzie były fale i zaczął biec wzdłuż wody. Coś jednak było BARDZO nie tak z tym obrazem bo mimo księżycowej nocy nie mogłam rozróżnić żadnych szczegółów- odcieni, kolorów, dokładnych kształtów zwierzęcia, które było wielkości mniej więcej młodego  labradora. Był jakby czarny ale jakby szary. Czy to Panu nie przypomina innych opisów? Jednocześnie, jakby ulotny, eteryczny, oczy płatały figle.
 
Co bardzo ciekawe, zdałam sobie szybko sprawę, że to nie ma nóg! A w każdym razie ja ich nie widziała, istota biegła ale nie tylko że nie widać było nóg ale jeszcze raczej sunęła przed siebie niż biegła susami, skokami jak np. biegnący pies. Jak wiadomo, zwierzęta czworonożne w czasie biegu "skaczą" góra-dół.
 
Natychmiast zwróciłam na to uwagę przyjaciół i już po chwili wszyscy wystawialiśmy głowy z naszego dołu, na poziomie piasku. Nie było wątpliwości, że widzimy to samo i zgadzamy się z tym co widzimy. Żadne z nas nie widziało nóg, widziało że zwierzę sunęło anie biegło i nie mogło powiedzieć nic o kolorze, teksturze czy konstrukcji ciała. Było jednak wydłużone jak zwierzę o wyraźnie zarysowanej głowie na końcu krótkawej szyi.
 
Ale to dopiero początek bo po kilku minutach obserwacji, z lasu wyszło kilka kolejnych- takich samych zwierząt i wszystkie razem, nie więcej niż 10 zaczęły dość szybko biegać po plaży we wszystkich kierunkach. Wyglądało jakby ten pierwszy był na rekonesansie. Obserwowaliśmy z zapartym tchem, oniemiali z wrażenia. Widać było fale, górki i dołki w piasku plaży, gałęzie drzew na wydmach- ale żadnych szczegółów tych istot!!!
 
W pewnym momencie kolega powiedział co za głośno. Jak na sygnał- wszystkie zatrzymały się nagle. I tu najdziwniejsze, o ile już nie jest dziwnie- Nie uciekły w wydmy, jeden za drugim ginąc w czerni lasu- one po prostu stały się mniej wyraźne i poznikały! Kiedy patrzyło się na jednego, ten obok stawał się mniej wyraźny, co widać było kątem oka, widzeniem bocznym, kiedy odwracało się wzrok od pierwszego i patrzyło na tego z boku, ten pierwszy też się rozmywał i nie minęło 30 sekund- plaża była pusta.
 
Nie muszę dodawać, że nie dotrwaliśmy do końca "nocy na plaży". :) Na drugi dzień wybraliśmy się w tamto miejsce szukać śladów na wydmach i pójść do lasu nad tamtą plażą ale... okazało się, że teren był zagrodzony slupami i drutem kolczastym a tablice głosiły, że to TEREN WOJSKOWY.
 
Jestem z Wrocławia, mieszkałam w Śródmieściu i kilka lat potem widziałam coś podobnego, nocą na podwórku jednej z bram ulicy Nowowiejskiej. Wyglądałam ze swojego okna na 4 piętrze kiedy nagle, od muru "odkleiło się" coś bardzo nieokreślonego i BARDZO podobnego do tych istot z Rowów- na pewno nie był to szczur (nie biegają swobodnie po otwartej przestrzeni bo mają słaby wzrok), nie był to kot bo koty biegają w bardzo charakterystyczny sposób. Obiegł podwórko kilka razy, dobiegł do śmietników, i .... rozpłynął się w drodze.
 
Nie wiem co widzieliśmy ale do dziś zgadzamy się w kwestii tamtej nocy- przyszły biolog, weterynarz, geograf i historyk - zgodziliśmy się, że nie było to żadne znane nam zwierzę.
 
Może po opublikowaniu pojawią się inne relacje?
 
Dziękuję za Pańską pracę, ostatnio bardzo intensywnie wgłębiam się w te tematy, ponieważ wiążą się one z moim głównym zainteresowaniem- starożytnymi cywilizacjami i rozwojem cywilizacji pod wpływem istot "skądinąd". :D
 
Pozdrawiam
 
Monika Wiśniewska

środa, 5 września 2012

Łódź - ulica Piotrkowska

                                 



niedziela, 2 września 2012

"Nie tylko olbrzym"

Wiadomość od Łukasza Chłopka poprzez YT z 25.06.2012:

"Dzień dobry Panie Dariuszu

Chce poruszyć parę kwestii odnośnie dog-men-ów a może raczej wolf-man-ów. Gdy opowiada Pan o tych istotach to włosy jeżą mi sie na głowie- dlaczego? Gdyż przezyłem cos niesamowitego w swoim zyciu. Nie byłem by najmniej na terenie żadnego kompleksu wojskowego jak Pan (mieszkam w Zagnańsku-choć myśle że są tu takie - tu też mam kilka spostrzeżeń) tylko przezyłem coś dziwnego na terenie lasu w który obecnie mieszkam. Przyznam sie że w tym tygodniu dowiedziałem sie o istnieniu Pana bloga i konta na Y-T - pomyslałem że podiziele sie sie tym bo może skala zjawiska być dużo większa - może obejmuje ona ogólnie poludniową część polski - tego nie wiem.
Może opowiem co sie stało w czerwcu 2009(nie sprzedaje tego dla żadnej sensacji oczywiście): wracałem sobie z bratem moim ze spaceru z naszym pupilem 30kg mieszańcem husky. Chodzimy zawsze wokoło wzgórza na którym mieszkamy - bło już ciemno. Droga którą chodzimy prowadzi całkowicie przez las - droga pożarowa - na jej końcu
zaczyna sie malutka droga asfaltowa i po lewej stronie domy jednorodzinne. na skraju drogi jest latarnia ktorej snop światwa niesie sie mozna powiedzieć dość głeboko w las (słup jest dośc wysoki) około 15-20m od tego słupa z lewej strony słyszymy głosny trzask (zbocze porastają sosny i bardzo ubogi podszyt więc jest duzo gałezi) jak dgyby coś dużego biegło. Z bratem zaczynamy rozglądać sie co to jest po czy zauważamy że nasz pies (jest bardzo z nami zżyta) waczyna pokazywać kły i mocno warczeć - nie jest to normalne jej zachowanie - nawet na obcych tak nie warczy. nagle po kilku sekundach widzimy że coś biegnie w naszą strone (było w miarę jasno - dlatego wspominałem o latarni to ważne) - coś naprawde dużego widziałem jak podrywa liżsice lapami do góry (jak niedźwiedź gryźli) i dość szybko biegnie na 4 łapach ale jest tu małym szczegół pomimo tego że świeciło sie z za naszych pleców dość mocne światło a to było od nas jakieś 10m nie widzieliśmy co to jest jak by było przezroczyste lub czarne - zbladłem wtedy z bratem i nie mogliśmy sie ruszyć ze strachu - najbardziej przerażającym faktem jest to że było czuć jakiś smród coś jak zdechły kot leżący na torach od 2tygodni - przeraża mnie to gdyż oglądałem dziś filmik w ktorym Pan opowiada o tych istotach - śmierdzą one. Nie widziałem nigdy moje psa tak rozwścieczonego - pamietam te kilka dziesiąt sekund do dziś. Może wydać sie Panu że to co napisałem jest nieprawdopodobne - przeżroczystość lub całkowita czern "zwierzecia".Widzieliśmy wyrażnie jak podbijane są kamienie i gałazki do góry - stad wiem że to biegło na 4 łapach. Hmm nie wiem co mam o tym myśleć tym bardziej że były idealne warunki żeby to zobaczyć - oświetlenie lampy na słupie. Może gdyby nie nasz pies żle by sie to skończyło ?? tego nie wiem. Las obok którego mieszkam jest dośc mały ale cholernie tajemniczy - są miejsca gdzie czowiek idąc czuje sie dziwnie jak był by obserwowany.
Jesli chce sie Pan odnieść do tego to bardzo prosze ja zastanawiam sie nad założeniem kamery w lesie - moze coś ciekawego nakręce tym bardziej że coś osotanio mnie zaniepokoiło- jak będzie Pan chciał to opwiem."


Publikuję ją z pewnym opóźnieniem, ale myślę że czas nie gra tu roli, a sam fakt opisany w wiadomości.