sobota, 2 kwietnia 2011

Oficer

W 1989 roku odbywałęm służbę wojskową w Gołdapi. Otoczenie jednostki było wręcz wymarzone do wszelkiego rodzaju penetracji poniemieckich umocnień - od transzei strzelniczych do bunkrów przeciwczołgowych oraz kilkupoziomowych schronów nieznanego przeznaczenia. Uwielbiałem warty na jednym z najbardzije oddalonych od jednostki magazynów, znajdował się w połowie jeziora przy samej rosyjskiej granicy. Za ogrodzeniem znajdowały się bagna, a na ich skraju stary zaniedbany cmentarz. Każdą chwilę starałęm się spędzać w tamtej okolicy. Podczas jednej z takich wycieczek poznalęm starego rosyjskiego oficera, który pełnił funkcję doradcy w naszej jednostce. Bardzo zainteresowało go co robię w takim miejscu. Gdy opowiedziałem mu, że to moja pasja oraz skąd pochodzę ów oficer bardzo się ożywił. Spytał, na której baterii służę. Następnego dnia tuż po porannym apelu zostałem przydzielony do plutonu saperów, któreo dowódcą był ów Rosjanin. Przez dwa tygodnie odbywały się swego rodzaju przesłuchania: on zadawał pytania, ja musiałę odpowiadać z największymi szczegółami - o miejscowości, ztórej pochodzę, okolicznych górach. Najbardziej interesowała go jedna osoba - Jarecki. Kilkukrotnie musiałęm powtarzać to, co od niego słyszałem. Po dwóch tygodniach zaczął opowiadać on. W 1945 roku, po zajęciu Wrocławia został  przeniesiony do Wałbrzycha w celu rozminowywania i przygotowywania miasta pod zasiedlenie. Następnie został przeniesiony do Książa - i tu następuje bardzo długi opis dotyczący pracy na zamku oraz wysadzenia przez Warewolf podziemi starego zamku. Jednak moją największą uwagę zwróciła opowieść o dwóch gigantycznych aluminiowych trumnach i o szkielecie, który znajdował się w jednej z nich. Trumny te zostały zaplombowane w największej tajemnicy i pod eskortą oddziału NKWD wysłane wgłąb ZSRR. Potem nawiązał do miejscowości Ludwikowice, a na samym końcu zaczął opowiadać o mojej rodzinnej miejscowości, wktórej stacjonował do 1949 roku. W jego opowieściach często przewijały się nazwiska... Osoby te jeszcze żyją dlatego nie wymienię tutaj ich nazwisk. Kilka z tych osób przeżyło wielokrotnie opowieści, które zamieszczane są na blogu. Zowym Rosjaninem ostatni raz kontakt miałem w 1996 roku, spotkaliśmy się we Wrocławiu. Przekazał mi wtedy kilka zdjęć i garść informacji. Większość informacji dotyczyła eksperymentów prowadzonych na ludziach przez nazistów, a kontynuowanych przez mocarstwa zwycięskie w Wojnie. Na zakończenie dodał, bym nigdy nie wierzył w to, że prowadzono na terenie Dolnego Śląska jakieś prace o charakterze obronnym, a eksperymentalnym. Nazwisko owego oficera było w Głuszycy dość dobrze znane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Merytorycznie, bez wulgaryzmów, bez ataków ad personam.