sobota, 2 kwietnia 2011

List od Stanisława Królikowskiego

Nazywam się Stanisław Królikowski ,to właśnie ja byłem organizatorem wyprawy Soboń-  2008.Tak nazwaliśmy jedną z naszych pierwszych wypraw ,planowaliśmy  ich kilka bądź  kilkanaście. Pochodzimy z Krakowa ,nasza grupa składała się z ośmiu osób ,w większości studenci .Jedna z koleżanek dość zamożna  nawiązała kontakt  z , jak się potem okazało nie mającym pojęcia  o temacie, tzw odkrywców   tajemnic Riese .Zatrzymaliśmy się w Hubercie to miała być nasza baza  wypadowa tu także spotkaliśmy naszego przewodnika .Następnego dnia zaplanowaliśmy wyjście w teren o godz 4 rano ,oczywiście po naszym przewodniku nie było śladu .Zjawił się dopiero gdy otwierano muzeum sztolni zaproponował nam kupno biletów i poprosił o pare zł na piwo , czar oraz widok na przygodę życia prysł .Jeden z przewodników zainteresował się naszą grupą ,zaproponował pomoc za drobną opłatą oczywiście ,Nazajutrz doprowadził nas do tuneli na Soboniu ,w zasadzie to my go dowieźliśmy  na trzeci staw w Głuszycy i  stamtąd prawie biegiem doprowadził nas do tunelu . Zainkasował umówioną kwotę i oznajmił że już nie ma czasu aby z nami wejść pod  ziemię gdyż za godzinę musi być w pracy .Pozostaliśmy sami decyzja zapadła wchodzimy ,zaznaczam iż w naszej grupie był grotołaz  ratownik jaskiniowy , wejście zajęło nam o koło trzydziestu minut . Początkowo wszystko było ok , jednak po pewnym czasie jedna  z dziewczyn oznajmiła ze oprócz nas ktoś jest jeszcze w tunelu , lecz my nikogo nie widzieliśmy ,w pewnym oddaleniu od ceglanego magazynu postanowiliśmy się zatrzymać i z tego miejsca zacząć badania .Sami poznawaliśmy tunele ,atmosfera była super gdy Rafał ratownik nadał sygnał ostrzegawczy ,zebraliśmy się w około .Nasłuchiwał zdawał się węszyć ,wszyscy słyszeliśmy kroki ktoś się zbliżał . Znajdowaliśmy się w pobliżu uskoku ,kroki dochodziły  właśnie z tego korytarza , ogarnęło mnie przerażenie przed chwilą tam byłem , doszedłem do końca tunelu nikogo nie było .Zrobiło się dziwnie zimno , kroki były coraz wyraźniejsze nie jednej osoby lecz kilku idą po ciemku bez światła ,Monika początkowo szeptała abyśmy jak najszybciej wyszli na powierzchnię po chwili wpadła w panikę, Rafał nakazał w zasadzie wydał rozkaz wychodzimy ,. pozostawiliśmy tam sporo sprzętu ,wodery ,saperki i inne .Szedłem ostatni , strach smagał jak pejcz, gdy się odwróciłem bardziej czułem niż widziałem kilka postaci. Gdy znaleźliśmy się na powietrzu był wieczór ,na pytanie co tam było Monika odpowiedziała  nie wiem i nie chcę wiedzieć  wycierając krew cieknącą jej z nosa .Nie znałem wcześniej żadnych opowieści  z tej materii ,gdy opowiadałem znajomym o tym zdarzeniu pukali się w głowę . Tydzień temu znajomy dał mi adres pańskiego bloga  . Proszę o zamieszczenie mojego listu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Merytorycznie, bez wulgaryzmów, bez ataków ad personam.