środa, 6 kwietnia 2011

Pani Tarnowska ciąg dalszy

W 1982 roku razem z moim ojcem, zaznaczam przybranym, zaczęliśmy starać się o odszkodowanie za pracę przymusową zmarłej rok wcześniej matki. Okazało się, że nie figuruje w żadnym spisie poszkodowanych. W pierwszych dniach powstania warszawskiego dostała się wraz z matka do niewoli i trafiła do obozu przejściowego pod Tczewem. Trzymano tam cywili, mama moja jako siedemnastolatka nie była zakwalifikowana jako żołnierz, faktycznie nie była żołnierzem AK ani żadnej innej organizacji zbrojnej. Została tam oddzielona od swojej rodziny; z grupą około dwustu swoich rówieśnic została przewieziona do Wrocławia. Tutaj dokonano ponownej selekcji, tym razem kierowano się urodą. Moja mama była filigranową blondynka o niebieskich oczach, spełniała wszystkie „aryjskie” wymogi. Obóz znajdował się na Bergstrasse. Była to wydzielona filia obozu Gross – Rosen. Tutaj znamy najmniej szczegółów, z tego co udało nam się ustalić - mama trafiła do przyfrontowego burdelu. Po około czteru miesiącach gehenny trafiła do Gross – Rosen gdzie przebywała około miesiąca. Była wyniszczona psychicznie, lecz fizycznie spełniała wszystkie wymogi. Była dobrze odżywiona i nadal ładna.
Jest początek grudnia 1944 roku, zabierają ją oraz grupę innych dziewcząt do Wałbrzycha. Są zakwaterowane przy koksowni, ich los zaczyna się odmieniać. Już nie są zabawkami żołdaków – zaczynają pracować. Chociaż nierzadko są wykorzystywane zarówno prze wartowników jak i pracowników fizycznych. Po upływie około czternastu dni są przeszkolone do obsługi świdrów. Pociągiem towarowym przewiezione są do miejscowości Wustegiersdorf. Tu zostają zakwaterowane w barakach przy stacji kolejowej. Przez trzy dni nikt do nich nie zagląda, nie dostają żywności. Czwartej nocy Niemcy zarządzają zbiórkę, ustawiają ich w kolumnę czwórkową i prowadza droga wzdłuż torów kolejowych. Jest ciemno, nic nie widać, mróz dochodzi do minus 15., śnieg sięga kolan. Całe szczęście, że jako pracownicy wykwalifikowani dostają „ciepłą odzież.”, Jeżeli można tak nazwać te łachmany. Po około półtoragodzinnym marszu dochodzą do miejsca, w którym pozostaną do zakończenia wojny. Rano okazuję się, że znajdują się na zboczu jakiejś góry, jest tu pełno sprzętu budowlanego, baraki oraz pełno ludzi – mamie chodziło o jeńców. Zostają zaprowadzeni do tunelu, który maja drążyć. We wnętrzu panowała wyższa temperatura niż na, zewnątrz, jaką ulgę musiało to stanowić dla przemarzniętych ciał. Zaprowadzono ich do „przodka”, ich kapo został Ślązak z Katowic oraz Czech. Obaj nie byli więźniami, lecz cywilnymi pracownikami organizacji Todt. Katem okazał się Ślązak, jeszcze tej samej godziny, wraz ze swymi kamratami zgwałcił kilka dziewczyn. Do końca dnia moja mam przeżywała koszmar, ciężka praca przy świdrze i nieustanne gwałty. Dopiero wieczorem przyszło ocalenie. Odnalazł je inżynier, do którego były skierowane. Zastał dantejską scenę orgii przemocy i śmierci. Z dwudziestu pięciu dziewcząt przeżyło tylko jedenaście. Kapo Poloczek, bo tak się nazywał nadzorca, wymordowałby wszystkie „polskie dziwki z Warszawy”. Z opisu mamy wynika, że był to straszny człowiek, szary, nieproporcjonalny, dziki.
Od następnego dnia zaczęło się ciężka praca od godziny siódmej rano do dwudziestej pierwszej. Cały czas pod ziemią, wiercenie, ładowanie, w południe miska jakiejś breji do jedzenia. Na początku stycznia 1945 roku mama nie była w stanie dalej ukrywać ciąży. Na pytanie, kto jest ojcem odpowiedziała, że któryś z oficerów niemieckich z Wrocławia. Mama była w ciąży od końca września, ukrywała ten fakt, ponieważ dziewczyny w ciąży były wysyłane do obozów koncentracyjnych. Decyzja zapadła błyskawicznie – dziecko idzie do zniemczenia. Dużą zasługę w uratowaniu mamy miał inżynier, który się nimi opiekował. Odizolował ją od reszty komanda. Przeniesiono ją do szpitalnej kuchni na terenie obozu jeńców rosyjskich. Było to wybawienie od bicia, ciężkiej pracy, a przede wszystkim nie było tam tego demona Poloczka. Wokół panował nieopisany bałagan. Materiał budowlany był przywożony w bardzo dużych ilościach. Gdy mama nie miała nie miała nic do roboty, a zdarzało się to teraz dość często, liczyła transporty i ludzi. Wszystko transportowano dalej poza tunel, który znała moja mama. Były tam kolejne sztolnie, a na zewnątrz stały budynki. Raz, gdy roznosiła posiłek dla strażników, została zaprowadzona nad tunel, przy którym wcześniej pracowała. Była tam dziwna, nieukończona betonowa konstrukcja, częściowo zabudowana drewnem. Pracowało przy niej bardzo dużo jeńców. Było to jedno z  niewielu miejsc, gdzie strażnicy mieli broń palną. Więźniowie nosili pojemniki, które wyglądały jak termosy bądź gaśnice, były bardzo ciężkie. Wysiłek, jaki wkładali w to wynędzniali ludzie był ogromny. Wymiary tych pojemników były niewielkie, długie na jakieś 50, 60 centymetrów, a ich średnica wynosiła 20, 25 może 30 centymetrów. Wnosili je do pomieszczenia, które przypominało klatkę schodową. Była też w tunelu, który drążyła. Po prawej i lewej stronie były już gotowe, wykończone, betonowe wartownie. Gdzieniegdzie znajdowały się na nich jeszcze deski szalunkowe. Było tam zainstalowane światło. Wychodząc z kotłami po jedzeniu zauważyła grupę dzieci, które prowadzono w głąb tunelu. Często słyszała na kuchni rozmowy Niemców, wynikało z nich, że budowa jest na ukończeniu. Nie znali oni jednak przeznaczenia kompleksu. Dowiedziała się z tych rozmów, że podobnych tuneli w okolicy jest kilkanaście i że wszystkie są ze sobą połączone stanowiąc wielkie podziemne miasto. Ich przeznaczenie było elementem spekulacji. Jedni twierdzili, że mam być to gigantyczny schron, inni, że fabryka cudownej broni. Jednak najczęściej słyszała o zbliżającym końcu wojny. Nadchodził kwiecień, porób był przewidziany na początek maja. Atmosfera paniki ogarniała wszystkich Niemców, Rosjanie byli prawie pod Berlinem. Ewakuacja ludzi i sprzętu trwała od jakiegoś czasu. Inżynier opiekujący się moja mama też szykował się do wyjazdu. Nie rozumiała jego słów, gdy mówił, że zejdą pod ziemie i przeczekają trudny okres. Któregoś dnia powiedział, że ja i dziecko zabiera ze sobą pod ziemię. Słyszała tez jak Niemiec z Drezna planował z kolegą ucieczkę do Czech. Nie chcieli oni schodzić pod ziemię i żyć jak krety w momencie, kiedy wszystko było już skończone. Nagle Niemcy, a szczególnie Ślązacy stali się mili dla jeńców. Mama zaczęła dostawać mleko i margarynę. Niemka Hannah stała się o nią tak troskliwa, że zaproponowała poród u siebie w domu. W nocy wszystkich jeńców rosyjskich zabrano w góry, chorych załadowano na ciężarówki i wywieziono w nieznanym kierunku. Moja mamę Hannah zabrała do siebie, przepustkę wystawił inżynier, lecz nakazał Hannie „przyprowadzić Urszulkę, gdy będą schodzić”. Ja urodziłam się 3 maja 1945 roku, trzy dni później byłyśmy wolne. W sierpniu zaczynałyśmy już nowe życie na gruzach Warszawy. Mama bardzo niechętnie opowiadała o tych wydarzeniach. Najgorsze dla niej było wyznanie, kto jest moim ojcem. „to uratowało nam życie”. Kilka razy wspominała inżyniera, jego nazwiska niestety nigdy nie poznała. W latach siedemdziesiątych zabrała mnie do miejsca, gdzie przyszłam na świat. Jest to Głuszyca, (...). Nie udało mi się ustalić nazwiska Hanny.

1 komentarz:

  1. Zastanawiające jest to, że ta historia, oraz poniższa w ogóle do siebie nie pasują. Tu Inżynier opiekuje się kobietą w ciąży, tam nagle ni stąd ni zowąd zabiera ją do Jedlinki daje zastrzyki, etc. W razie czego kazał dbać o dzieci, to co, nie wiedział, że dzieć przyjdzie na świat? I tu kolejna rzecz, kobieta przyznaje się do ciąży w styczniu 1945, a jest wzięta do tej Jedlinki miesiąc wcześniej i co, ciąży 3-miesięcznej nie wykryto? To się wykrywa na tym etapie na podstawie zwykłego badania ginekologicznego!
    Kolejny fakt, matka zabiera tutaj córkę do Głuszycy w latach siedemdziesiątych, natomiast w historii poniżej matka bała się panicznie powrotu do Głuszycy!
    No i na koniec jeszcze jedno, pierwsze słyszę, żeby kobiety ryły w podziemiach.
    Poza tym jak kobieta może napisać o sobie, że jest "wysterylizowana". Raczej mówi się o bezpłodności, sterylizacja to szczególny przypadek w 100% do wykrycia i nie ma wtedy pytań dlaczego, w przeciwieństwie do tego co czytamy poniżej.

    OdpowiedzUsuń

Merytorycznie, bez wulgaryzmów, bez ataków ad personam.