wtorek, 14 stycznia 2014

Nalewka pod Iwana Carewicza

http://kresowazagroda.blogspot.com/

 Jak zwykle polecam świat jak z bajki .

Większość tych wiosenno-zimowych dni po i w-świątecznych spędzamy na oglądaniu filmów jutubowych, szukając inspiracji do działania. Jesteśmy w czasie przed podjęciem różnych decyzji na nadchodzący sezon, więc nie chcemy o niczym zapomnieć, co się da jeszcze teraz w wolnej chwili zaprojektować. Jak się można domyśleć chodzi o uprawy, nasadzenia, organizację gospodarstwa i być może jakieś nowe niewielkie projekty budowlano-wynalazcze ułatwiające codzienne życie. Aby odpocząć od tematu permakultury, olejarek, odprowadzania szarej wody i zbiorników na deszczówkę zapodajemy sobie wieczorem wykłady rosyjskich (no, ruskich, mówmy poprawnie) mistrzów nowej słowiańskiej tradycji. O równowadze energii damsko-męskiej w pogańskiej poligamii i chrześcijańskiej monogamii, o 7 ciałach i energii żmija Gorynycza w komputerze, o ustawianiu atlasa w kręgosłupie, aby uruchomić energię, o surojedzeniu i trzech erach świata itp. Prowadzi niektóre z nich pewien długo- i jasnowłosy młodzieniec w stroju carewicza z ruskich bajek, niejaki Lewszunow. Najbardziej zadziwia mnie fakt, że Anna słucha go jak zaczarowana, więc chyba ma jakieś moce od Baby Jahy wzięte rzeczywiście. A poza tym też to, że jakby mimochodem, właśnie podczas owych ruskich wykładów sięga nam się po nalewkę jakoś samo-odruchowo, i słucha ciekawie i w ciszy, bez żadnej dyskusji. Pomimo, że wykładowcy wszem rozgłaszają, że picie wódki to żadna ruska tradycja i oni wolą surową wodę. Siła magii robi swoje, i tyle.
A naleweczka przednia wyszła, bożonarodzeniowa, ponad pół roku temu nastawiona, na słodkich owocach tropikalnych i mniej tropikalnych, rodzynkach, morelach, pomarańczy, ananasie, jabłkach, gruszkach i śliwkach suszonych. Zwłaszcza te owoce smaczne są i łatwo wchodzą, aż za łatwo, jak się czasem może okazać.

1 komentarz:

  1. Niestety w czasie Powstania Warszawskiego były także i takie momenty o których w obecnych czasach raczej się nie wspomina.

    Zrozpaczeni mieszkańcy Starówki uderzają na barykady.

    Mieszkańcy widzą jak coraz jakaś grupa powstańców odchodzi w stronę włazów, na Daniłłowiczowską i na Długą, przy zbiegu z Placem Krasińskich. Wiele rodzin zostaje rozdzielonych.
    Mieszkańców ogarnia podniecenie, więc oni są wydani na pastwę rozwścieczonego żołdactwa, na zniszczenie i zagładę przez powstańców.
    Chcieli sami przejść z białymi płachtami na stronę nieprzyjaciela, lecz powstańcy do tego nie dopuścili.
    Mieszkańców ogarnia jakiś zbiorowy szał rozpaczy i zapamiętania. Całe gromady kobiet z dziećmi i starców wychodzą z nor i ruin, łączą się w ogromne koryto i ruszają na powstańczą barykadę przy Placu Krasińskich, pod bramą przejazdową na Żoliborz.
    Odtrącają obsadę barykady, w jakimś szale zaczynają rozbierać ją, wielu wspina się na usypisko kamieni i przechodzi na stronę nieprzyjaciela. Niesamowity krzyk, tumult, gmatwanina ciał zaległa barykadę. Nie odnoszą skutku prośby,błagania chłopców, że grozi im zagłada.
    Dowódca barykady otrzymuje meldunek, że Niemcy zbliżają się i mogą wykorzystać ten moment, ma rozkaz za wszelką cenę utrzymać ją, daje rozkaz otwarcia ognia w tłum.
    Wielu ludzi stacza się z barykady, inni rozbiegają się w ruiny.

    ps. Fragment innego rozdziału:
    Kilku oficerów spożywa kolację. Składa się ona z wina i kilku pierników. Od kilku dni jest krucho z żywnością. Dowództwo żywi się tylko tym co żandarmi majora Barry zabiorą wchodzącym do kanału, ze zbyt dużymi tobołkami i pakunkami, którymi mogą zatarasować drogę.

    Wydawnictwo z roku 1949.

    OdpowiedzUsuń

Merytorycznie, bez wulgaryzmów, bez ataków ad personam.