niedziela, 14 lipca 2013

podziekowania dla Koniczyny

Takie fakty są podważane i negowane bardziej nie którym pasuje wersja , że obozy zagłady były miejscem zaopatrywania się obcych w żywność .

Jedna staruszka na czworakach chciała dostać się do drabiny, powoli schodziła po stopniach. Trzy razy strzelali do niej z karabinów, wreszcie z rewolweru ją dobili. Niektórzy żołnierze z Wehrmachtu płakali. Jeden z towarzyszy schował się na barce w luce, wyciągnięto go stamtąd, kazali mu skakać do wody. Zatrzymał się rękami o burtę, uderzył go Niemiec karabinem po rękach, ten spadł do wody i tam go zabito. Około 300 mężczyzn i kobiet było zabitych na dwóch barkach. Tych na lądzie ustawiono po 5 w szeregach. Zaczęto nas wybierać. Wybrano 20. Kazano nam prowadzić resztki pozostałych chorych przez miasto do lagru marynarskiego. Jeden z kolegów chory na biegunkę prosił o pozwolenie wyjścia i zaraz go zabito. W lagrze rozłożyliśmy się na placu. Oddzielono Norwegów-było ich około 500-i powiedziano że oni pojadą do Szwecji.Tam nam dano zupę. Pół litra zupy, wody z obierkami, potem apel. Przybył statek "Atena" i nas znowu załadowano na statek. Jeszcze nie wszyscy byli na statku gdy był nalot. Zatopiono "Cap-Arconę", ostrzeliwano "Atenę". Zaczęliśmy uciekać. Byli tam i więźniowie z "Cap-Arcony". Zaczęliśmy się ratować jak kto mógł, na linkach, do wody i wpław do lądu. W tym samym momencie podjechały do portu Angielskie czołgi. połowa z nas była naga. Co kto mógł znosił towarzyszom do ubrania. Grzaliśmy się przy ognisku, zrobionym przez Niemców otuleni kocami. Potem poszliśmy na organizację do składów marynarskich. Tam ubraliśmy się i szukaliśmy jedzenia. Zrabowaliśmy plecaki SS-manów pełnych chleba i margaryny. Na trzeci dzień złapaliśmy Niemca Weflinga (?), Sztubowego, ze Stutthofu, który bardzo nad nami się znęcał. Rosjanie i Polacy zbili go tak że poszedł do szpitala, skąd po paru dniach uciekł. Złapaliśmy go znowu i chcieliśmy go zabić, ale Anglicy nie dali. Miał być nad nim sąd, ale potem nie wiadomo co się z nim stało .(...)
Zeznanie spisane 30 listopad 1945.

Świadek urodzony 27 czerwiec 1894 w Skierniewicach, z zawodu tokarz.Przebywał w obozie koncentracyjnym w Stutthof w okresie od 27 października 1944.Numer 78456.

(...)24 kwietnia 1945 roku wyjechaliśmy do ujścia Wisły,barkami pływaliśmy po morzu 8 dni. Jak nas załadowano na barki upchano nas jak śledzie. Była to już ewakuacja całego rewiru i całego obozu. Było nas parę tysięcy. Barkami przypłynęliśmy na Hel. Tam poszliśmy do lasu przed bombardowaniem, trudno było tam dojść. Rannych nie było. Las był ogrodzony drutem,gdzie nas spędzono. Po trzech godzinach apelu, znowu na barkę.Przed apelem było 8-miu chorych, którzy nie mogli już iść. Tych Niemcy na miejscu, na naszych oczach rozstrzeliwali. Byłem świadkiem gdy trzech polaków położyło się na ziemi, okryło się kocem, oczekiwali śmierci i tak ich zabito. Kilkunastu z nas musiało zagrzebywać ciała zabitych. Przy wsiadaniu do barki był nowy nalot, trudno nam było wsiąść na barki. Był ogromny pożar, ale rannych nie było między nami. Po nalocie odpłynęliśmy na morze i tak pływaliśmy długo od miejsca do miejsca i nigdzie nas nie chcieli przyjąć. Na osiem dni dostaliśmy pół chleba i nic więcej. Piliśmy wodę morską. Pomocy żadnej, ani lekarskiej, ani żywnościowej. Było tak ciasno w barkach że leżeliśmy jedni na drugich. W barkach byliśmy z jednej strony Polacy a z drugiej żydzi. Było dużo kobiet i dzieci.
Po trzech dniach był przegląd ludzi. Znaleziono kilka trupów. Żydzi chowali trupy żeby można było na nich siedzieć. Na czwarty dzień znowu był przegląd. Bardzo słabych i zmarłych wrzucano do morza. Potrzeby załatwiano w miski, w nocy wylewano nieczystości na towarzyszy. Dopłynęliśmy 2-3 maja do Camp Arcony koło Neustadt. Przycumowano nas w porcie. SS-mani zabrali wszystkie swoje rzeczy a nam zostawili dwie barki. Odcięliśmy linki i przypłynęliśmy do Neustadt, było to trzeciego maja o drugiej w nocy. Wyszliśmy na brzeg i czekaliśmy. Część z nas była po cywilnemu, część w pasiakach. Weszliśmy do piwnic domów prywatnych, nabraliśmy brukwi i buraków i do lasu. Nad ranem władze się dowiedziały o naszej ucieczce. Wojsko, SS i marynarze okrążyli lasy i wyłapywali nas. Grupy po 5-6 zabijali na miejscu, resztę przygnano do barek z powrotem. Potem przyszli pijani marynarze, młodzi po 16-17 lat. Na barkach zostało dużo słabych i ci młodzi marynarze do nich strzelali z karabinów maszynowych. Potem dostali się na barki które stały o 100m. i strzelali do ludzi z karabinów. Ci którzy jeszcze żyli na barkach byli zrzucani do wody i zabijani.

6 komentarzy:

  1. Ostatnio istnieje bardzo niebezpieczny trend ukazywania niemców, jako nieszczęsne ofiary tej wojny, bez ukazywania ich destruktywnej roli w tejże. I tak np. TV Silesia pokazuje film o zatopieniu MS "Wilhelma Gustloffa" jako radziecką zbrodnię na narodzie niemieckim, w której zginęło - oczywiście wg usłużnych Amerykanów i Brytyjczyków, nie 6 tys. ale 10,6 tys. niemców. Co gorsze, temu trendowi ulegają także niektórzy polscy autorzy, którzy powołują się na "historyczny obiektywizm", "prawa człowieka", itp. wzniosłe hasełka, zapominając o tym, co niemieccy żołnierze i inni oprawcy robili na ziemiach Polski i ZSRR z Polakami i innymi nie-aryjskimi narodami tam mieszkającymi!

    OdpowiedzUsuń
  2. Relacja spisana 30 listopada 1945 roku.
    Świadek urodzony 27 sierpnia 1915 roku.

    (...)Ewakuacja obozu Neuengamme-Hamburg.

    Apel z dnia 20 kwietnia 1945 roku daje więźniom pewność, Ze obóz w całości zostanie ewakuowany. Władze obozowe wyznaczają grupę 400 więźniów, tak zwanych prominentów, przeważnie Polaków, która jako pierwsza upuszcza obóz i pod silnym konwoje SS-manów odstawiona zostaje na "okręt śmierci" Cap Arcone. W następnych dniach wyprowadza się z obozu również po silnym konwojem SS-manów grupy więźniów liczące od 1 do 2 tysięcy, by po raz ostatni oglądać druty kolczaste obozu. Grupy te pociągami towarowymi odstawiane są do Lubecki, skąd przewozi się je holownikami na okręt Cap Arcone, zakotwiczony na pełnym morzu, w odległości około 7 kilometrów od wybrzeża. Poszczególne grupy transportowe więźniów przebywają w ten sposób w drodze około 7 dni zupełnie bez jedzenia i picia. Ogół więźniów, mimo tych fatalnych warunków ewakuacyjnych, trzyma się dobrze i jest pełna nadziei, że zbliżające się wojska alianckie, przyniosą nam w tej ostatniej już podróży utęsknioną wolność.
    Ja znalazłem się w jednej z ostatnich grup ewakuowanych więźniów. Transport mój trwał około 5 dni. Kilku więźniom udało się w porcie Lubecka zawiadomić przedstawicieli Szweckiego Czerwonego Krzyża, że nie jesteśmy przestępcami kryminalnymi, jak głosi SS, lecz więźniami politycznymi z obozu Neuengamme, oraz o tym że zostaniemy wywiezieni na okręt o trzech kominach, stojącym na pełnym morzu, oraz prosić też Czerwony Krzyż o powiadomienie o tym wojska alianckie. To uspokoiło nas, nabraliśmy przeto otuchy, że pod opieką wojsk alianckich nic nam już nie będzie grozić.

    OdpowiedzUsuń
  3. W porcie dowiedzieliśmy się że dowództwo okrętu Cap Arcone odmówiło przyjęcia nas, zawszonych i chorych na tyfus więźniów, w swoje luksusowe wnętrza. Między dowództwem okrętu a eskortującą nas załogą SS toczą się pertraktacje, w końcu przychodzi kategoryczny rozkaz od Himmlera by okręt przyjął więźniów wraz z dotychczasową obsługą i wiózł nas pod znienawidzoną przez nas flagą hitlerowską. Nadmieniam że załoga okrętu chciała pierwotnie wypłynąć pod flagą Czerwonego Krzyża. Następuje przeładowanie więźniów z holowników na okręt Cap Arcone. Okręt ten ma pojemności 27651 ton, 196 metrów długości, 25,8 metra szerokości i dwie turbiny. Powyższe dane odnotowałem sobie z urzędowej niemieckiej książki marynarskiej, a odnośnym zapiskiem posługuję się. Na okręt ten natłoczono olbrzymią ilość więźniów, którzy z trwogą oglądają się za oddalonym o około 7 kilometrów wybrzeżem. Na okręt załadowano również wszystkie dokumenty polityczne, dotyczące obozu Neuengamme-Hamburg, a dokumentów tych pilnuje osobiście "krwawy szef polityczny", komisarz obozu, którego nazwiska nie znam. W ten sposób okręt, jako "pływająca twierdza" jest w dalszym ciągu dla więźniów obozem koncentracyjnym. Najniższe pokłady okrętu są nieoświetlone, tworzą lochy ciemne, do których ładuje się około 1000 więźniów, narodowości polskiej i rosyjskiej, rzekomo za złe sprawowanie się podczas transportu. Wyżywienie na okręcie składało się z około 150 gram chleba, pół litra rzadkiej zupy i trochę czarnej kawy, jako całodzienny wikt. Więźniowie z każdą chwilą słabną z wycięczenia i głodu, jednak nadzieja szybkiego oswobodzenia podtrzymuje więźniów na duchu, zwłaszcza, że nadchodzą pocieszające wiadomości o zbliżaniu się wojsk alianckich do Lubecki, poddaniu się poszczególnych armii niemieckich, wreszcie o śmierci Hitlera. Wiadomości te są komentowane przez więźniów optymistycznie. Spodziewają się wszyscy bliskiego końca wojny. Na okręcie gwarno, niczym w ulu, słychać mieszaninę wszystkich języków, przesyconych zemstą w stosunku do dotychczasowych ciemiężycieli i największego z nich Hitlera. W dniu 28 kwietnia 1945 roku obserwujemy z okien kabin niezwykły ruch na morzu dziesiątek łodzi podwodnych i mniejszych jednostek wojennych morskich niemieckich, które w niespokojnym manewrze dają nam odczuć o niezdecydowaniu. W szeregi więźniów zaczyna wkradać się niepokój, gdyż więźniowie znają dobrze swoich katów i mogą spodziewać się z ich strony czegoś najgorszego, a nawet wysadzenia okrętu.

    OdpowiedzUsuń
  4. W dniu 30 kwietnia 1945 roku z pokładu Cap Arcona zostaje wybranych około 3000 osób spośród więźniów najsłabszych i załadowuje się ich na przycumowany obok okręt Athen. Około 800 metrów od okrętu Cap Arcona znajduje się okręt Tielbeck, na którym znajduje się około 3000 więźniów z obozu Neuengamme-Hamburg. Do zaokrętowanych więźniów dociera wiadomość, że ze strony alianckiej wydane zostało do Niemców ultimatum, aby do dnia 3 maja, do godziny drugiej po południu wszystkie statki będące na pełnym morzu, zawinęły do portu, w przeciwnym razie ulegną zbombardowaniu. Po tej wiadomości zniknęły nagle wszystkie łodzie podwodne i jednostki morskie wojenne niemieckie, a trzy okręty wyładowane więźniami pozostały nadal na pełnym morzu. W tym czasie zbliżyły się do naszych okrętów trzy barki, wypełnione więźniami z obozu Stutthof, mieszczące około 1000 osób każda. Dnia 2 maja 1945 roku w porze nocnej obsługa niemiecka wszystkich trzech barek opuszcza je udając się motorówkami do brzegu. Dwie z tych barek przy pomocy skonstruowanych własnym pomysłem przez więźniów żagli, odpływają i znikają nam z oczu, natomiast trzecia barka wylatuje w powietrze, wysadzona przez Niemców, którzy przedtem już ją opuścili. Na drugi dzień z rana zauważono pływające zwłoki ludzkie, co upewniło nas o wysadzeniu barki. Cała obsada więźniów z tej barki zginęła. Więźniowie z dwóch barek, które zdołały odpłynąć, dobili szczęśliwie do brzegu, gdzie wpadli znowu w sidła SS-manów, którzy trzymali ich noc całą pod strażą, by odstawić ich z powrotem na okręty, stojące na pełnym morzu. Około 150 więźniów z tej grupy zostało rozstrzelanych przez SS-manów, zaś reszta została uwolniona w dniu 3 maja przez wojska kanadyjskie.
    Wiadomości o losach tych dwóch barek otrzymałem od kolegów więźniów już po wyzwoleniu.
    W dniu trzeciego maja obsada więźniów i załogi okrętu Cap Arcone liczy 7480 ludzi. W tymże dniu o godzinie 14.30 rozpoczyna się bombardowanie Cap Arcony przez samoloty angielskie. W tym samym czasie okręt Aten stojący już pod pełną parą, podpływa do brzegu by zabrać pozostałych na brzegu więźniów obozu Stutthof. Po pierwszym bombardowaniu, okręt Cap Arcona wywiesza białą flagę. Okazuje się jednak, że jest to już za późno. Na okręcie Aten znajduje się działko przeciwlotnicze, które ostrzeliwuje atakujące samoloty i strąca jeden z nich. Załoga okrętu Tielbeck wywiesza również białą flagę ku ogólnej radości więźniów, którzy przekonani są, że już im nic nie grozi. Bombardowanie Cap Arcony trwa dalej, okręt staje w płomieniach. Wśród więźniów panuje zamieszanie, słychać krzyki i jęki więźniów. Równocześnie bombardujące samoloty lotem nurkowym atakują okręt Tielbeck, przy czym dwie bomby trafiają w samo pudło przebijając go. Okręt pomału tonie. Z pudła okrętu na pokład prowadzą dwie drabiny, które są oblegane przez więźniów, starających się wydostać na pokład. O miejsca na drabiny toczy się walka na śmierć i życie. Tym którym udało się wydostać na pokład, pozostaje jedynie ratunek przez skok do morza i oddalenie się od tonącego okrętu. Tielbeck zanurza się szybko w morzu, wciągając w otchłań wszystkich, którzy znajdowali się w pobliżu okrętu. Słychać straszne ostatnie krzyki, po chwili wszystko uspokaja się, ginie ślad po okręcie. Z pośród więźniów w liczbie około trzech tysięcy ludzi młodych, uratowało się tylko 95 osób, w tym 22 Polaków. O szczegółach zatonięcia Tielbecka dowiedziałem się od ocalałych kolegów tegoż statku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Okręt Cap Arcona płonie w dalszym ciągu. Samoloty ostrzeliwują lotem nurkowym lewy jego bok, okręt przechyla się, kładzie się na lewy bok i powoli tonie w głębinie morskiej, około 25 metrów w tym miejscu liczącej. Obsada tego okrętu skacze do wody, chwyta kawałki drzewa i stara się odpłynąć z falą na pełne morze. Dziesiątki bomb zapalających się wywołują pożar. Morze płomieni biegnie wąskimi korytarzami, wdziera się w kajuty-rozpoczyna swoje żniwo.
    Panika które żadne pióro nie jest w stanie oddać-tysiące ludzi wylega z kajut na korytarze w morzu płomieni-ludzie pochodnie oszalali przedzierają się na górne pokłady na powietrze-lecz wyjścia broni wiernie Firerowi jego wojsko-i tym razem karabiny zwrócone przeciwko więźniom-oszalały tłum nie czeka - rzuca się na zwrócone karabiny oprawców-tratuje ich ciężkimi butami-bije pięściami bo tylko tą bronią na razie rozporządzają. Walka tylko o nagie życie, o miejsce w łodzi ratunkowej, których było dwie, o pas czy koło, czy wreszcie o kawałek drzewa, czyni z ludzi oszalałych. Tutaj SS-mani, marynarze, Wehrmacht, a wreszcie tak zwani reichsdeusche więźniowie uważając, że oni tylko mają prawo do życia, używają broni, spychają z łodzi w morze, odbierając nam koła ratunkowe. Łodzie ratunkowe, których było 24 palą się, spadają z hukiem w morze. Wokół okrętu tysiące głów tonących, ginących prawie że natychmiast po wskoczeniu do wody zimnej jak lud. Z tysięcy kabin hermetycznie zamkniętych –wypadki samobójstw, oszalałe bluźnierstwa i gdzie indziej cicha ostatnia modlitwa. Z wybitych z trudem grubych szyb okiennych rzucają się ludzie-pochodnie. W tym czasie wojska kanadyjskie zajmują miasto Neustadt i wysyłają na ratunek dwie łodzie ratunkowe z obsługą Niemieckiego Czerwonego Krzyża. Łodzie te ratują przede wszystkim Niemców i przy tym mała ilość więźniów. Cap Arcona liczyła wraz z załogą 7480 osób, z czego uratowało się około500 osób. Kadłub Cap Arcone sterczał przez parę miesięcy, a może jeszcze do dziś dnia, niczym wyspa na oceanie, widoczna z brzegu. Około 3 kilometrów od miejsca zatopienia Cap Arcony, widoczna jest druga jakby wyspa po zatopionym okręcie Deutchland, na którego pokładzie miała znajdować się liczba około 4000 więźniów, których los jest mi nie znany.
    Okręt Aten, na którym to pokładzie znajdowało się działko przybił do brzegu, gdzie miał załadować na pokład więźniów z dwóch barek, lecz już nie zdążył, gdyż został uszkodzony z działek kanadyjskich. Obsada okrętu ratowała się skacząc do wody lub spuszczając się po sznurach do pomostu oddalonego od pomostu o kilka metrów. W tym czasie na pokładzie zostało zastrzelonych kilkanaście osób przez SS-manów, które rzuciły się z głodu na beczki z kapustą. Z okrętu Aten uratowało się około 2500 osób z ogólnej obsady 3000 osób.
    Powyższe dane zeznałem na podstawie zebranych danych po katastrofie od kolegów i własnego przeżycia tejże katastrofy.
    W grupie ośmiu kolegów wydostałem się na ląd i natrafiliśmy już na wojska kanadyjskie i w ten sposób odzyskaliśmy wolność.

    OdpowiedzUsuń
  6. Lista polskich więźniów, którzy w dniu 14 czerwca 1940 przybyli z pierwszym transportem do Oświęcimia, a którzy zginęli w dniu 3 maja 1945 roku w zatoce Lubeckiej:
    1Nr obozowy 36 Mieczysław Popkiewicz ur. 13.09.1922 Cieszanów
    2.Nr obozowy 58 Tadeusz Siepracki ur. 16.09.1920 Prądnik Biały
    3.Nr obozowy 82 Ludwik Grąz ur. 16.09.1921 Charzewice
    4.Nr obozowy 98 Mieczysław Ciapała ur. 03.07.1923 Kraków
    5.Nr obozowy 129 Edward Drzał ur. 27.07.1917 Rzeszów
    6.Nr obozowy 131 Antoni Grossman ur. 13.06.1921 Kolbuszowa
    7.Nr obozowy 136 Jan Grębocki ur. 25.06.1908 Nowogród
    8.Nr obozowy 186 Adam Nahurski ur. 06.12.1919 brak informacji o miejscu urodzenia
    9.Nr obozowy 266 Stanisław Sowiński ur. 04.11.1914 Nowy Targ
    10.Nr obozowy 319 Tadeusz Wojciechowski ur.24.02.1921 Piekło
    11.Nr obozowy 336 Wacław Szarek ur.27.10.1919 Kraków
    12.Nr obozowy 352 Jan Śnieżek ur.22.07.1918 Zakopane
    13.Nr obozowy 377 Emil Barański ur.08.08.1919 Dynów
    14.Nr obozowy 411 Franciszek Jasiewicz ur.07.02.1911 Krynica
    15.Nr obozowy 461 Antoni Gąska ur.26.01 1921 Przemyśl
    16.Nr obozowy 463 Marian Wyskiel ur.26.08.1919 brak informacji o miejscu urodzenia
    17.Nr obozowy 488 Mieczysław Bieda ur.03.04.1920 Brzozów
    18.Nr obozowy 621 Waldemar Rowiński ur.14.03.1923 brak informacji o miejscu urodzenia
    19.Nr obozowy 628 Zdzisław Drzał ur.13.01.1921 Rzeszów
    20.Nr obozowy 656 Tomasz Cisowski ur.22.12.1916. Krynica
    21.Nr obozowy 674 Maciej Suwada ur.23.02.1902 Tarnów
    22.Nr obozowy 683 Władysław Cieślikowski ur.08.07.1919 Skopanie
    23.Nr obozowy 742 Piotr Koziejko ur.25.08.1910 Sokółka

    Tyle czasu Oni przeżyli w obozach, a tak niewiele brakowało…, gdyby nie aliancka „pomyłka”…

    OdpowiedzUsuń

Merytorycznie, bez wulgaryzmów, bez ataków ad personam.