sobota, 13 lipca 2013

Dlaczego "Hologramy czasu"?

Dlaczego "Hologramy czasu"?
Przepowiednie, proroctwa, wróżby, chanellingi - wszystkie mówią o tym samym. O tym, co było a aktualnie się dzieje. Historia ludzkości to historia wojen, holocaustów i zagłady istnień ludzkich przez tych, co uważali się za 'bogów'. Odkąd istnieje historia pisana i przekazy słowne nawiązujące do wielkich czynów i podbojów, mówią tylko i wyłącznie o zrównaniu się z 'bogami'. Historia ludzkości to błędne koło, które zatacza krwawe kręgi. to, co działo się kilkaset, a nawet kilka tysięcy lat temu, powtarza się cyklicznie. Faszyzm niemiecki jaki poznaliśmy w latach 30. i 40. XX wieku nie jest niczym nowym. Hunowie, Arabowie, Turcy, Anglicy, Belgowie etc. w imię 'bycia bogami' dopuszczali się rzezi każdego napotkanego człowieka, który myślał inaczej niż oni. My jako mieszkańcy Europy doświadczamy tego od samego początku. "Gott mit uns" jest myślą przewodnią każdego kraju, który jest opanowany przez fanatyków myślących, że poprzez gwałty i mordy upodobnią się do swoich 'panów' - uzyskają nieśmiertelność. Ten schemat powiela się w każdej cywilizacji, którą uważamy za rozwiniętą. Rytualne mordy nazywane wielkimi  bitwami dziejów, nie były niczym innym jak stosami całopalnymi. W każdej z tych kultur i cywilizacji bardzo rozwinięty był homoseksualizm - mężczyźni, którzy przebywali na wojnach niejednokrotnie kilkanaście lat nawiązywali ze sobą kontakty psychofizyczne, kobiety służyły tylko i wyłącznie do prokreacji i przedłużenia gatunku - przykłady - straż Pretoriańska, Samuraje, wojska Czyngis-Hana, Spartanie. Przykłady można mnożyć. Okres II Wojny Światowej pokazuje nam dobitnie zażyłości homoseksualne w armii niemieckiej po klęsce stalingradzkiej. Teraz stoimy u progu wyolbrzymienia tego problemu.
Kiedyś, zainspirowany pewnym blogiem, podchwyciłem hasło "przyszłość w przeszłości". Jest ono jak najbardziej narzeczy w dzisiejszych czasach. Jeżeli nie zrozumiemy i nie zaakceptujemy tego dawniej bywało, nie mamy możliwość budowania jakiejkolwiek przyszłości. Przykładem niech będzie nasza teraźniejszość. Błędy popełnione przez naszych przodków niczego nas nie nauczyły, zawiść, zachłanność i chęć dominacji nad innymi przedstawicielami naszego gatunku doprowadziły naszą cywilizację nad krawędź tego, co nazywamy 'armagedonem'.
Nie ma znaczenia, kto mordował w latach 40. czy 50. - Niemcy, Rosjanie, Amerykanie -  ten schemat istnieje, istniał i będzie istniał. Ludzie mordują się nawzajem, mordowali i nigdy nie przestaną.
Przeinaczanie i mylenie faktów z mojej strony jest zamierzone i ma cel. W momencie gdy popełniam błąd, Wy natychmiast go wyłapujecie i podajecie prawdziwe informacje. Służy to, między innymi, zainteresowaniu i zmuszeniu do myślenia młodych ludzi oraz tych, którzy zagubili się we współczesnym matrixie, do samodzielnego rozumienia historii i świata.

2 komentarze:

  1. Zeznanie spisane 30 listopad 1945.
    Świadek urodzony 27 czerwiec 1894 w Skierniewicach, z zawodu tokarz.Przebywał w obozie koncentracyjnym w Stutthof w okresie od 27 października 1944.Numer 78456.

    (...)24 kwietnia 1945 roku wyjechaliśmy do ujścia Wisły,barkami pływaliśmy po morzu 8 dni. Jak nas załadowano na barki upchano nas jak śledzie. Była to już ewakuacja całego rewiru i całego obozu. Było nas parę tysięcy. Barkami przypłynęliśmy na Hel. Tam poszliśmy do lasu przed bombardowaniem, trudno było tam dojść. Rannych nie było. Las był ogrodzony drutem,gdzie nas spędzono. Po trzech godzinach apelu, znowu na barkę.Przed apelem było 8-miu chorych, którzy nie mogli już iść. Tych Niemcy na miejscu, na naszych oczach rozstrzeliwali. Byłem świadkiem gdy trzech polaków położyło się na ziemi, okryło się kocem, oczekiwali śmierci i tak ich zabito. Kilkunastu z nas musiało zagrzebywać ciała zabitych. Przy wsiadaniu do barki był nowy nalot, trudno nam było wsiąść na barki. Był ogromny pożar, ale rannych nie było między nami. Po nalocie odpłynęliśmy na morze i tak pływaliśmy długo od miejsca do miejsca i nigdzie nas nie chcieli przyjąć. Na osiem dni dostaliśmy pół chleba i nic więcej. Piliśmy wodę morską. Pomocy żadnej, ani lekarskiej, ani żywnościowej. Było tak ciasno w barkach że leżeliśmy jedni na drugich. W barkach byliśmy z jednej strony Polacy a z drugiej żydzi. Było dużo kobiet i dzieci.
    Po trzech dniach był przegląd ludzi. Znaleziono kilka trupów. Żydzi chowali trupy żeby można było na nich siedzieć. Na czwarty dzień znowu był przegląd. Bardzo słabych i zmarłych wrzucano do morza. Potrzeby załatwiano w miski, w nocy wylewano nieczystości na towarzyszy. Dopłynęliśmy 2-3 maja do Camp Arcony koło Neustadt. Przycumowano nas w porcie. SS-mani zabrali wszystkie swoje rzeczy a nam zostawili dwie barki. Odcięliśmy linki i przypłynęliśmy do Neustadt, było to trzeciego maja o drugiej w nocy. Wyszliśmy na brzeg i czekaliśmy. Część z nas była po cywilnemu, część w pasiakach. Weszliśmy do piwnic domów prywatnych, nabraliśmy brukwi i buraków i do lasu. Nad ranem władze się dowiedziały o naszej ucieczce. Wojsko, SS i marynarze okrążyli lasy i wyłapywali nas. Grupy po 5-6 zabijali na miejscu, resztę przygnano do barek z powrotem. Potem przyszli pijani marynarze, młodzi po 16-17 lat. Na barkach zostało dużo słabych i ci młodzi marynarze do nich strzelali z karabinów maszynowych. Potem dostali się na barki które stały o 100m. i strzelali do ludzi z karabinów. Ci którzy jeszcze żyli na barkach byli zrzucani do wody i zabijani.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedna staruszka na czworakach chciała dostać się do drabiny, powoli schodziła po stopniach. Trzy razy strzelali do niej z karabinów, wreszcie z rewolweru ją dobili. Niektórzy żołnierze z Wehrmachtu płakali. Jeden z towarzyszy schował się na barce w luce, wyciągnięto go stamtąd, kazali mu skakać do wody. Zatrzymał się rękami o burtę, uderzył go Niemiec karabinem po rękach, ten spadł do wody i tam go zabito. Około 300 mężczyzn i kobiet było zabitych na dwóch barkach. Tych na lądzie ustawiono po 5 w szeregach. Zaczęto nas wybierać. Wybrano 20. Kazano nam prowadzić resztki pozostałych chorych przez miasto do lagru marynarskiego. Jeden z kolegów chory na biegunkę prosił o pozwolenie wyjścia i zaraz go zabito. W lagrze rozłożyliśmy się na placu. Oddzielono Norwegów-było ich około 500-i powiedziano że oni pojadą do Szwecji.Tam nam dano zupę. Pół litra zupy, wody z obierkami, potem apel. Przybył statek "Atena" i nas znowu załadowano na statek. Jeszcze nie wszyscy byli na statku gdy był nalot. Zatopiono "Cap-Arconę", ostrzeliwano "Atenę". Zaczęliśmy uciekać. Byli tam i więźniowie z "Cap-Arcony". Zaczęliśmy się ratować jak kto mógł, na linkach, do wody i wpław do lądu. W tym samym momencie podjechały do portu Angielskie czołgi. połowa z nas była naga. Co kto mógł znosił towarzyszom do ubrania. Grzaliśmy się przy ognisku, zrobionym przez Niemców otuleni kocami. Potem poszliśmy na organizację do składów marynarskich. Tam ubraliśmy się i szukaliśmy jedzenia. Zrabowaliśmy plecaki SS-manów pełnych chleba i margaryny. Na trzeci dzień złapaliśmy Niemca Weflinga (?), Sztubowego, ze Stutthofu, który bardzo nad nami się znęcał. Rosjanie i Polacy zbili go tak że poszedł do szpitala, skąd po paru dniach uciekł. Złapaliśmy go znowu i chcieliśmy go zabić, ale Anglicy nie dali. Miał być nad nim sąd, ale potem nie wiadomo co się z nim stało .(...)

    OdpowiedzUsuń

Merytorycznie, bez wulgaryzmów, bez ataków ad personam.