niedziela, 6 lipca 2014

Wrzesień 1939 analogia do 2014

Gdy w 1939 roku niemieckie wojska za pomocą zagonów pancernych (które w rzeczywistości nie istnieją - 75% taboru to konie), prowadzone są w Polsce bardzo dziwne i niezrozumiałe działania taktyczne. Dowództwo generalne nie istnieje, rząd ucieka, kler wyższego szczebla przed 1 września już opuszcza Polskę. Niemiecka armia nie stanowi takiej siły jaką przedstawiają kroniki. Armie Von Blaskovitza nie były przez nas do pokonania, lecz zatrzymać je mogliśmy. Dlaczego o losach Polski w tym momencie decydują Anglicy oraz Francuzi? Tajemnica Enigmy już Anglikom jest znana dzięki polskim inżynierom (Ośrodek Kryptologii w Pyrach pod Warszawą - polecam film "Kod Enigmy" z 1972 roku oraz "Pogranicze w ogniu"). Odsyłam także wszystkim zainteresowanych do zapoznania się z historią majora Henryka Dobrzańskiego ps. Hubal. Jest to najbardziej jaskrawy przykład zdrady żołnierza polskiego odmawiającego złożenia broni, przez ówczesny rząd polski na uchodźstwie, którego istnienie w tamtym momencie uznała tylko Argentyna jako jedyny kraj na świecie. Przykłady takie można byłoby mnożyć w nieskończoność - na przykład Westerplatte południa, Węgierska Górka, Kosynierzy Gdyńscy, obrona Modlina, bitwa nad Bzurą i najbardziej niechlubny epizod obrona Warszawy - dyshonor na Aliantów oraz zrejterowanego rządu polskiego. Koleja błazenada Aliantów 31 sierpnia 1944 - wybuch Powstania Warszawskiego. Cześc i chwała Polakom wierzącym w Polskę - ta jedyną...
Czy teraz nie mamy do czynienia z podobnym paradoksem, kim jako Polacy jesteśmy dla "Aliantów". Linia obrony NATO zaczyna się dopiero na Odrze...

2 komentarze:

  1. Relacja Heina Denkera, który służył w Todeskommando, z pewnym komentarzem w tle...

    "(...)Do tej chwili ani oficerowie, ani żołnierze nie orientowali się, w jakim stanie znajdują się umocnienia polskie. Nie znaliśmy też siły przeciwnika. Wręczono nam tylko stare mapy, na których nie były uwidocznione polskie umocnienia ani bunkry."
    Członków Todeskommando pocieszano, że działa okrętowe oczyszczą przedpole. Atak nie będzie więc ryzykowny. Dla Niemców był to pierwszy chrzest bojowy. Ale już przy pierwszym artyleryjskim ostrzale Westerplatte okazało się, że okręt zbyt blisko był przycumowany i ciężkie pociski przelatywały ponad polską twierdzą, eksplodując czterysta metrów poza celem. Także z granatnikami nie było dobrze. I one nie trafiały w cel, kalecząc co najwyżej drzewa. Tak więc cały ciężar walki spadł na Todeskommando Henningsena.
    Polacy-jak obecnie relacjonują naoczni świadkowie-zgotowali niemieckim żołnierzom krwawą łaźnię. "Najwięcej mieliśmy zabitych celnym strzałem w głowę. To był rezultat działalności polskich strzelców wyborowych, którzy walili do nas jak do kaczek. Osłony nigdzie nie było. Oddział już na początku ataku poniósł ciężkie straty..."ataki nasze kończą się tragicznie w ogniu zaporowym polskiej artylerii, o której istnieniu nikt w ogóle u nas nie wiedział". Sanitariusze i lekarze mają ręce pełne roboty. Okręt tymczasem wycofano ze stanowiska i ustawiono go dalej od Westerplatte.
    Kiedy do punktu niemieckiego dowodzenia przybył Greiser z wiadomością, że gauleiter Albert Foster złożył raport Hitlerowi o wcieleniu Gdańska do Rzeszy, dowódca "Schleswig-Holstein" oświadczył mu, że ma teraz inne kłopoty:" Potrzebujemy posiłków, najlepiej pomocy lotniczej". Tymczasem artyleria okrętowa rozpoczyna dwugodzinny ostrzał Westerplatte. Tysiące pocisków rozmaitego kalibru padają na polskie stanowiska. Polacy odpowiadają artylerią, tak celnie-jak przypomina doktor Wolf-że tylko o włos nie trafili w punkt obserwacyjny krążownika. O 12,33 nadchodzi radiogram z kompani szturmowej:"Dowódca kompani ciężko ranny. Wycofujemy się, dotychczasowe straty-91 ludzi." Nieco później straty Niemców powiększają się. Z plutonu saperskiego (stan 49 ludzi) pozostaje przy życiu tylko 13 osób. Straty ogólne w tym czasie: 127 ludzi (na 225). Reszta otrzymuje rozkaz okopania się przed Westerplatte.
    Po południu pojawia się generał policji Eberhardt, aby dodać otuchy żołnierzom. Powiada do zmęczonych żołnierzy: "Tylko głowa do góry, chłopcy. Przesyłam wam posiłki z SS-Heimwehry. Porucznik Schug, który objął dowództwo nad resztkami kompanii (Henningsen zmarł z odniesionych ran), odpowiada generałowi: "Nic nam to nie pomoże. Polacy zrobili z Westerplatte twierdzę. Tu pomóc mogą tylko Stukasy." Na to Eberhardt: "Przecież nie zblamujemy się przed führerem z tą całą śmieszną Westerplatte". Ale rozkazu do następnego ataku już nie wydano. Zaległa pozorna cisza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero po południu 3 września, kiedy na innych frontach hitlerowcy posuwali się w głąb kraju, a obszar powietrzny Polski został opanowany przez Luftwaffe, dowódca floty na Bałtyku, admirał Albrecht, przekazuje komendantowi "Schleswig- Holsztein" rozkaz Hitlera: 60 Stukasów zbombarduje Westerplatte. Atak nastąpił 4 września o 14,40. Równocześnie rozpoczął się kolejny ciężki ostrzał artyleryjski twierdzy z krążownika, następnie ruszyła do ataku piechota morska i oddziały SS-Heimwehry z Gdańska. Piekło na ziemi!
    Hein Denken powiada:"Kiedy Polacy także po tym ataku nie poddali się, nabraliśmy do nich prawdziwego szacunku. Ale i mu nie zrezygnowali. Oczekiwaliśmy jednakże, aż przybyły oddziały szturmowe wyposażone w miotacze ognia. Dowodził nimi podpułkownik Henke, który objął zresztą dowództwo nad całością operacji lądowych.
    Ostatni atak nastąpił 7 września o 4,20 rano. Najpierw krążownik rozpoczął kolejną serię artyleryjską na główny punkt oporu na Westerplatte. Następnie pchnęliśmy pociąg z cysternami benzynowymi na podziemne bunkry koło polskich koszar. Nasz sierżant sztabowy Waschewski manewrował z tyłu przyczepioną do wagonów lokomotywą. Pokiwał nam jeszcze ręką i w chwilę później rozdarła powietrze straszliwa detonacja. Natychmiast buchnęły płomienie. Myśleliśmy, że już po naszym Waschewskim. Ale powrócił do nas cały na swym parowozie. Uderzyliśmy naprzód, ale po raz pierwszy Polacy nie odpowiadali ogniem. Kiedy dotarliśmy do ruin, ujrzeliśmy białą flagę. Kapitulacja! Była godzina 9,30".
    Jak zeznają niemieccy uczestnicy tej bitwy, Hitler dopiero po zwycięstwie nad Polską przyby6ł do Gdańska. Pokazano mu resztki Westerplatte, ale nikt nie odważył się powiedzieć mu całej prawdy o tej bitwie, w której Polacy wybili niemal do nogi sławetny Todeskommando, złożony z elity piechoty morskiej, która opanowała Kłajpedę. Niemieccy uczestnicy tych walk, opowiadając dzisiaj o swych przeżyciach, składają nie zamierzony hołd bohaterstwu polskich żołnierzy Września.

    Relacja na podstawie monachijskiego tygodnika"Quick" z września 1974 roku, który w rocznicę wybuchu wojny zadał sobie trud odnalezienia czterech niemieckich żołnierzy biorących udział w ataku na polskie bunkry.

    OdpowiedzUsuń

Merytorycznie, bez wulgaryzmów, bez ataków ad personam.