Witam Panie
Darku.
Właściwie to
jesteśmy rówieśnikami. Fajnie że Pan jest i robi to co robi.
Na początku
lat 70-tych jeździłem na kolonie do Woliborza k.Nowej Rudy i to wtedy zaraziłem
się górami. Na wypadach grupy kolonijnej po tamtejszych lasach znajdowaliśmy
różne dziwne rzeczy, wtedy jeszcze nie wiedziałem co to jest ani skad się to
tam wzięło. Części niemieckich umundurowań, broni, wyposażenia, czaszki, kości.
Nie zastanawiałem się wtedy nad tym. Kiedyś na takim wypadzie natrafiliśmy na
(wtedy mówiliśmy na to jaskinia) sztolnię czyli poziomy chodnik w głąb góry. Wejście
praktycznie przy drodze, ale jak ktoś nie wie to niezauważalne. Jak pamiętam a
przecież to juz prawie 40 lat temu, to wchodziło się na czworakach i po
kilkunastu metrach chodnik się
rozwidlał. jedna odnoga ok. 8-10m i ściana a drugą nie szedłem. Nasza
"Pani" miała pełne gacie żeby nikomu nic się nie stało. Niedawno tam
byłem ale nie odważyłem się wejść. Jeżdzę w wolnych chwilach w Góry Sowie z
żoną na wycieczki. W niedzielę zaliczyliśmy Waligórę, naturalnie tzw. wartownię
no i obiad w PRL.
Polędwiczki w sosie pieprzowym nie do opisania. Obowiązkowo oranżadka
landrynkowa. Tunele kolejowe też
zaliczone z obu stron.
Trzymam za
Pana kciuki. W załączeniu parę ciekawostek. Mam tego więcej.
Pozdrawiam
Jurek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Merytorycznie, bez wulgaryzmów, bez ataków ad personam.