poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Gastria

http://www.fakt.pl/Przerazajacy-eksperyment-nazistow-Mordowali-zydow-by-robic-z-nich-preparaty-Film-W-imie-rasy-i-nauki-Strasburg-1941-1944,artykuly,206788,1.html

4 komentarze:

  1. "W toku procesu norymberskiego przesłuchano jako świadka doktora Wolframa Sieversa, który dawał bardzo wykrętne odpowiedzi. W czasie stawiania świadkowi pytań przez oskarżyciela brytyjskiego, majora Elwyn Jonesa, doszło do następującego dialogu na temat korespondencji doktora Sieversa:
    -Mjr Elwyn Jones: Tak, ten list datowany jest z 21 czerwca 1943 roku, nosi oznaczenie "ściśle tajne" i jest adresowany do departamentu IV B 4 RSHA na ręce obersturmbannfuhrera SS Eichmanna.
    "Przedmiot: Zgromadzenie kolekcji szkieletów. Nawiązując do pańskiego pisma z 25 września 1942 r oraz osobistych kontaktów na ten temat, które nastąpiły po tym terminie, zawiadamiam pana, że nasz współpracownik Hauptsturmfuhrer SS dr Hager, któremu powierzono wykonanie powyższego specjalnego zadania, przerwał swoje eksperymenty w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu dn. 15 czerwca 1943 r. z powodu niebezpieczeństwa epidemii. Łącznie dokonano eksperymentów na 115 osobach."
    Zatrzymajmy się na chwilę. Jakich to eksperymentów w zamiarze gromadzenia szkieletów dokonywano na tych ludziach? Niech świadek nam powie, co to były za eksperymenty?
    Sievers: Pomiary antropologiczne.
    Mjr Elwyn Jones: A więc zanim ich zamordowano, dokonywano pomiarów antropologicznych? To tak więc wyglądało?
    Sievers: Dokonywano również odlewów gipsowych.
    Mjr Elwyn Jones: Nie trzeba zbyt wiele czasu dla dokonania pomiaru antropologicznego lub wykonania odlewu, jak to świadek wie doskonale. Dokonywano tam również innych eksperymentów niż pomiary i odlewy, dokonywano ich na tych nieszczęśliwych ofiarach waszej nauki, czyż nie tak?
    Sievers: Nie orientuję się w tej dziedzinie badań w Oświęcimiu.Wiem jedynie, że dokonywano pomiarów antropologicznych, ale nie wiem, ile to wymagało czasu.
    Mjr Elwyn Jones: Odczytam dalszy ciąg pańskiego listu, z którego wynika zupełnie jasno, że musiało się tam dziać coś znacznie bardziej okropnego niż pomiary antropologiczne:
    "Łącznie przeprowadzono eksperymenty na 115 osobach, spośród nich było 79 Żydów, 30 Żydówek, 2 Polaków i 4 Azjatów. Obecnie więźniowie ci są podzieleni wedle płci i przebywają kwarantannę w dwóch budynkach szpitalnych w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu.
    Dla przeprowadzenia dalszych eksperymentów na tych wybranych więźniach trzeba będzie przenieść ich do obozu koncentracyjnego Natzweiler. Przeniesienie to winno być dokonane jak najprędzej z powodu zachodzącej obawy epidemii w Oświęcimiu. W załączeniu spis tych wybranych ludzi.
    Prosimy o wydanie stosownych zarządzeń. Ponieważ to przeniesienie więźniów przedstawia pewne niebezpieczeństwo zawleczenia epidemii do Natzweiler, prosimy o natychmiastowe przesłanie z Natzweiler do Oświęcimia czystej i odkażonej odzieży dla 85 mężczyzn i 30 kobiet. Należy Również przygotować kwatery dla kobiet, które niezadługo przybędą do Natzweiler".
    Oto pański list. Jeżeli jedyną sprawą, która pana interesowała w związku z tymi nieszczęśliwymi ludźmi, były pomiary antropologiczne i przekształcenie ich kruchych kości w szkielety, dlaczego nie postarał się pan o to, bu ich zabić od razu? Musiał pan więc dokonywać na nich eksperymentów, by dojść do jakiś wniosków, czy nie tak?
    Sievers: Nie, ja nic nie wiedziałem o eksperymentach, eksperymentów w ogóle nie dokonywano.
    Mjr Elwyn Jones: Co się stało z tą kolekcją szkieletów? Gdzie je kolekcjonowano?
    Sievers Zabrano je do Natzweiler, a dalsze czynności prowadził profesor Hirt.
    Mjr Elwyn Jones: Gdy już profesor Hirt i inni ludzie z SS zamordowali tych ludzi, co się stało ze zwłokami? Dokąd je wysłano?
    Sievers: Przypuszczam, że zabrano je do wydziału anatomii w Strassburgu."
    ...cdn...

    OdpowiedzUsuń
  2. ...cd...
    " Ta sprawa szkieletów jest tak charakterystyczna dla mentalności lekarzy hitlerowskich, że zasługuje na osobne omówienie.
    W roku 1942 Himmler dowiedział się, że niejaki profesor doktor Hirt, jeden z kierowników działów w "Ahnenerbe", prowadzi jakieś interesujące doświadczenia dla wojska. Polecił wobec tego doktorowi Sieversowi wejść w bliższy kontakt z Hirtem, by go pozyskać dla pracy na rzecz SS. Sievers wykonał polecenie i dnia 9 lutego 1942 roku przedłożył Himmlerowi raport pisany przez Hirta. Dotyczył on kolekcji czaszek "żydowsko-bolszewickich komiszrzy" i innych "azjatów" potrzebnej do prowadzenia badań naukowych na uniwersytecie w Strasburgu. W raporcie tym Hirt proponował, by wszystkich ujętych na froncie "żydowsko-bolszewickich komisarzy" poddawać "specjalnemu traktowaniu" (Sonderbehandlung, kryptonim na zabicie) i obcięte głowy przesyłać w naczyniach wypełnionych płynem konserwującym do jego dyspozycji. Zamierzał on prowadzić na nich badania antropologiczne, anatomiczne i patologiczne.
    Ale Himmler nie zaakceptował tej propozycji, zlecił natomiast za pośrednictwem Sieversa dostarczyć
    Hirtowi 150 szkieletów więźniów obozu oświęcimskiego celem przeprowadzenia podobnych badań.
    W wyniku tej korespondencji zaczęła się akcja "kolekcjonowania" szkieletów prowadzona w obozie oświęcimskim przez doktora Bergera.Wyznaczonych na zbiór kościotrupów 80 mężczyzn i 30 kobiet z powodu niebezpieczeństwa epidemii przeniesiono z obozu oświęcimskiego do obozu w Natzweiler.
    Ale tymczasem alianci wylądowali we Francji i zaczęli zbliżać się do Strassburga, gdzie profesor doktor Hirt kolekcjonował owe szkielety. Zaniepokojony doktor Sievers depeszuje więc do Brandta, adiutanta Himmlera, Ze Hirt zebrał już cały "materiał", ale preparowanie szkieletów jest dopiero w toku; na razie zwłoki jeszcze nie spreparowane znajdują się w trupiarni w Strassburgu. Wobec niebezpieczeństwa, że kolekcja ta może wpaść w ręce Francuzów, Siewers proponuje jak najszybsze oczyszczenie szkieletów z mięsa, bo w ten sposób zatrze ślady pochodzenia zwłok.
    Rozkaz ten został wykonany, jak wynika z notatki sporządzonej dla Brandta na podstawie informacji Sieversa."

    Mając te informacje ciekaw jestem filmu...

    OdpowiedzUsuń
  3. ...bonus do tematu...

    Wybrałem nie Paragwaj czy Boliwię, nie tych, którzy uciekli, ukrywają się w dżunglach, nie tych, którzy jeszcze siedzą w więzieniach lub odbyli karę. Wybrałem tych, którzy nie boją się niczego, którzy na zawsze uniknęli kary. Ich wolność, pewność siebie, dobrobyt i szczęście uznałem za WYZWANIE. Więc już na zawsze, do końca ich dni sądzony im jest spokój? Postanowiłem, że coś im się jeszcze wydarzy. W trzydzieści lat od popełnienia przez nich ich czynów, w momencie, kiedy uzyskali ostateczną pewność, że tamto jest historią, że nawet Polacy o wszystkim zapomnieli, postanowiłem pojechać, żeby przypomnieć im pewne zdarzenia i nazwiska, zadać im pewne pytania, z których pierwsze będzie brzmiało: "CO U PANA SŁYCHAĆ?"
    (...)
    Zjawiamy się tam nazajutrz, zaraz po przerwie obiadowej. Naciskamy dzwonek. Odpowiada brzęczyk.W drzwiach na parterze ukazuje się kobieta lat około pięćdziesięciu z pytającym wyrazem twarzy. Adalbert mówi:
    -Ten pan jest pisarzem. Przyjechał z Polski, żeby rozmawiać z panem mecenasem.
    (...)
    Jesteśmy równie zaskoczeni jak on.Widzimy to po jego twarzy, gdy ukazuje się w drzwiach gabinetu, manifestacyjnie szeroko otwartych.(...)Adalbert, kiedy tłumaczy pierwsze moje pytanie, nie może opanować drżenia głosu:
    -Panie profesorze Fleischhacker, przyjechałem tu, żeby przypomnieć panu 115 ludzi, których nazwisk nie znam, i jeśli pan ich nie zna, nikt nie dowie się, kim byli. Umarli anonimowo, ponieważ tak bywa w wypadku masowych doświadczeń nad zwierzętami. Pan patrząc na nich jako na egzemplarze, widząc cechy fizyczne, wybrał ich. Potem ich zabito, spreparowano i włączono do kolekcji najbardziej nieludzkiej, jaka istniała w historii ludzkiej. Stali się eksponatami muzeum rasy w Strasburgu. Jeszcze nigdy człowiek nie wystąpił przeciw samemu sobie w formie tak straszliwej.
    -To nieprawda. Ja nie wiedziałem, że ci ludzie mają być zamordowani. Dowiedziałem się dopiero na swoim procesie, na którym zostałem uniewinniony na wniosek prokuratora.
    Otwieram teczkę, podaję dokumenty z grubymi podkreśleniami:"Dotyczy kolekcji szkieletów...wojna na wschodzie daje nam możność uzyskania namacalnego dokumentu naukowego...Wytypowany na zapewnienie materiału musi wykonać serię zdjęć i pomiarów antropologicznych, o ile to możliwe, ustalić datę urodzenia, pochodzenie i inne dane personalne. Po spowodowanej śmierci głowa nie może być zraniona, oddzielić należy ją od korpusu i umieszczoną w płynie konserwującym przesłać w specjalnie do tego celu zbudowanym blaszanym, dobrze się zamykającym pojemniku...Potrzeba 150 szkieletów..." "dla prowadzenia badań w Oświęcimiu bardzo pożądane byłoby uczestniczenie...dra Fleischhackera..."" Opracowano w sumie 115 osób. Żydów, Polaków i Azjatów...Na skutek rozmiarów badań naukowych związanych ze szkieletowaniem prosimy o zwłokę, gdyż rozbieranie z mięsa nastręcza trudności. Części miękkie będą...przeznaczone do spalenia."



    OdpowiedzUsuń
  4. Fleischhacker przegląda dokumenty, potem oddaje mi. Kładę je na środku stołu:
    -Te dokumenty przywiozłem panu w prezencie, na wypadek gdyby pan chciał je mieć na pamiątkę czy odświeżyć wspomnienia - mówię.
    -Nie, dziękuję. Znam to. Tu dużo piszą o mnie. Ale ja nie piszę ani słowa o tym, że wiedziałem, co tych ludzi spotka. Nie było ani jednego świadka, który by stwierdził, że ja to wiedziałem.
    -To jest korespondencja osobistego sztabu Reichsfuhrera Himmlera. Był pan tak cenny, że najwyższe urzędy Rzeszy wyrywały sobie pana z rąk. Oderwało to pana od robienia habilitacji.
    -Nie było antropologów, byli rzadkością- odpowiada profesor Fleischhacker.
    -Antropologia była nauką najwyższej wagi. Mam tu fotografię pańskiego rozliczenia delegacji służbowej do Oświęcimia. Był pan tam sześć dni. Mieszkał pan w koszarach SS. Budynek ten do dziś istnieje. Dwa dni po pana wyjeździe z Oświęcimia w ślad za panem wysłano ludzi, wybranych przez pana, do innego obozu, celem zgładzenia. Z delegacji wynika, że buł pan potem w Strasburgu, kiedy ich przywieziono spreparowanych. Są uderzające zbieżności pana trasy i trasu tych ludzi, którzy stali się eksponatami.
    -Sąd przekonał się, że nic nie wiedziałem. Opieram się na wyroku sądu. Byłoby nielojalnością wobec sądu jeszcze raz udowadniać przed kimkolwiek swoją niewinność. Przyznaję, że można było wyciągnąć takie wnioski, jakie wyciągnięto początkowo, ale były one fałszywe.
    -Jakie były kryteria selekcji?
    -Proces wykazał, że używa pan tego słowa niewłaściwie. Miała być opracowana nowa metoda badań antropologicznych, ankieta pomiarowa. Paralelne badania miały być przeprowadzone na Kaukazie.
    -Jakie dane miały być wzięte pod uwagę?
    -Na przykład szerokość głowy-profesor pokazuje na swojej głowie.
    -Jak to wyglądało?
    -Z rewiru brano chorych, którzy nie musieli pracować. Nie było wyboru. Potem stawiano obok siebie dwóch i porównywano. To był przypadek, kto się znalazł.
    -Jakie to dało wyniki dla nauki?
    -Wyników nie było. Zaniechano badań kaukaskich, ja wróciłem do wojska.
    -Czy znał pan nazwisko choć jednej ofiary?
    -Nie było mi znane nazwisko żadnego z badanych.
    -A przeszłość któregokolwiek z nich?
    -Również nie wiedziałem nic o ich przeszłości.
    -Pański wygląd mógł wzbudzić nadzieję. Jest pan pierwszym człowiekiem w moim życiu,którego mam naprzeciw siebie, który widział Oświęcim z tamtej strony. Czy snuł pan jakiekolwiek refleksje? Czy nie czuł pan, zobaczywszy to, co tam było, że pańskie doświadczenie jest takie, jakiego jeszcze nie było, że jest w nim coś straszliwego, na krańcu doświadczeń, jakich może zaznać człowiek?
    -To były normalne badania, rutyna. Znajdę panu kartkę z tamtego okresu.
    Profesor idzie w głąb gabinetu do szaf z kartotekami i fiszkami. Na jego drodze stół z czaszką ludzką. Odwraca się do nas i uśmiecha usprawiedliwiająco. Ja też uśmiecham się, dając mu do zrozumienia, że uważam tę czaszkę za szczątek jakiegoś niemieckiego lumpa, wiem bowiem, że zniszczenie "kolekcji czaszek" było jednym z najważniejszych zadań ewakuacyjnych SS. Profesor woła:
    -Jest! To jest niebieska karta badań z tamtych czasów.
    -Czy mogę ją dostać od pana?
    -Nie, bo zachowała się tylko jedna. Ale mogę panu dać współczesną kartę, jakiej używam obecnie. Nie różni się od tamtej.
    Wraca do szafy, przynosi kartkę i podaje mi. Dwustronna kartka ma 56 rubryk. W takim typie karty jest i imię, i nazwisko, i zawód. Grubym drukiem wyróżnione są cztery rubryki: kolor oczu, włosów, skóry oraz opis nosa.
    -Mówiąc o kartach, dał mi pan do zrozumienia, że pańskie obecne badania są kontynuacją tych, które prowadził pan w czasie wojny?
    -W ogólnym sensie tak.
    -Jaki typ człowieka bada pan obecnie?
    -Prowadzę badania przekrojowe przez całe społeczeństwo w San Salwador dla porównania, co jest tam indiańskiego, a co europejskiego.

    (...)
    Krzysztof Kąkolewski
    "Co u pana słychać?"
    "Czytelnik" Warszawa 1975


    OdpowiedzUsuń

Merytorycznie, bez wulgaryzmów, bez ataków ad personam.