- nr katalogowy 3945 , A.Szczypiorski Tygodnik Lekarski Gross Rosen - Świdnica 1948 .Na tej podstawie M. Mołdawa wydaje książkę Gross Rosen Obóz Koncentracyjny na Dolnym Śląsku .Warszawa 1967 . Słowa A. Szczypiorskiego potwierdza S. Konopka dodając iz głównym obozem w okolicy jest Głuszyca .Rewir w Gross Rosen -;Polski Tygodnik Lekarski ; 1946 nr 2 .
Wymienione także tu są firmy niemieckie korzystające z niewolniczej praczy więźniów liczba zmarłych i zaginionych wynosi około 5,5 tyś.
Firmy -
-Vereinigte Deutsche Metallwerke
- Otto Weil
- Geppard
-Ackerman
-Jank
- Klemma
-Hotzo
-Hutto
-Tebe u.Bueer
Żadna z tych firm nigdy nie odpowiadała za ludobójstwo ,jak na ironie dwie z wymienionych firm są obecne na Dolnym Sl . Jedna z nich pod przykrywka kasy unijnej prowadzi remont pięciu stawów w Głuszycy .Tym którzy siedzą im w kieszeni najmniej zależy na dotarciu do prawdy .
Od momentu kiedy wyciągnięto 'coś' z dna stawu przerwano wszelkie prace. Pozostawione materiały zostały rozkradzione i wiatr hula po stawach...
Jak głębokie są te stawy? No tak granice otwarte wszystko powywożą.
OdpowiedzUsuń"Obóz pracy, czy zagłady?"
OdpowiedzUsuńCytat z pewnej książki.
Obóz w Łodzi mieścił się przy ul. Brzezińskiej w domach pożydowskich. Przebywały tu dzieci polskie w wieku od lat 2 do 16. chłopcy i dziewczęta. Dokładnej liczby dzieci nie da się ustalić, gdyż nie zachowały się ich wpisy. Ogólny nadzór nad chłopcami sprawował Hausch, nad dziewczętami zaś Beyer. Dzieci poniżej lat 8 umieszczano w oddziale dla najmłodszych, a nadzór nad nimi sprawowały dzieci starsze. Natomiast obowiązek pracy dotyczył dzieci z chwilą ukończenia 8 lat.
(...)
Obóz dla dzieci polskich w Łodzi zaliczany był dotychczas do grupy obozów pracy. Jednak jego struktura, cel osadzania oraz warunki bytowe dzieci przemawiają za tym, by obóz ten zaliczyć do rzędu obozów koncentracyjnych. Był on jedynym obozem w krajach pozostających pod okupacją hitlerowską, w którym osadzano dzieci w wieku od lat 2, a nawet młodsze, do lat 16, w wyjątkowych wypadkach do lat 18. Rzekomy system wychowawczy, polegający na ustawicznym biciu i znęcaniu się nad dziećmi, był stosowany przez cały okres funkcjonowania tego obozu, jakkolwiek nawet w obozach koncentracyjnych w wyniku wydanych w końcowej fazie okupacji zakazów formalnie przestano bić więźniów. Metody stosowane przez oprawców obozowych w stosunku do młodocianych, jak osadzanie w bunkrze, zmuszane do zabójczej pracy, często ponad siłę dziecka, zmuszanie do wyrabiania norm pracy, pozbawianie i tak skąpych racji żywnościowych, straszne warunki sanitarne i higieniczne oraz brak opieki lekarskiej powodujące ogromną śmiertelność wśród dzieci, niczym nie różniły się od warunków istniejących w obozach koncentracyjnych, a nawet w niektórych wypadkach były gorsze. Obóz dla młodocianych w Łodzi, podobnie jak obozy koncentracyjne, był prowadzony i administrowany przez władze bezpieczeństwa Rzeszy,podczas gdy większość znanych obozów pracy pozostawała pod zarządem organów policji lub żandarmerii niemieckiej. Dzieci osadzone w Łodzi, podobnie jak w obozach koncentracyjnych, nigdy nie wiedziały, jak długo mają w nim pozostać. W obozach koncentracyjnych więźniów dzielono na dwie podstawowe grupy: kryminalnych i politycznych. Ten sam podział zastosowano również w obozie w Łodzi. Do grupy więźniów politycznych zaliczano w obozie dzieci rodziców zamordowanych lub osadzonych w obozach koncentracyjnych i w więzieniach, dzieci wychowywane w duchu polskim lub przebywające w środowisku polskim. Zwalnianie z obozu,stosowane bardzo rzadko, dotyczyło wyłącznie dzieci posiadające rodziców.Wyłączono od zwolnienia dzieci rodziców "obciążonych" politycznie oraz sieroty lub półsieroty.
Przytoczone przykładowo fakty skłaniają nas do zaliczenia obozu pracy dla młodocianych w Łodzi do grupy obozów koncentracyjnych.
ps. do wpisu Czas pokoju.
OdpowiedzUsuńOczywiście cytat z książki.
Pod wieczór rozszalała się taka zamieć, że nie dało się oddychać. Waliło śniegiem po oczach, nawiewało kurhany. Położyliśmy się w śniegu i nakryliśmy namiotami, żeby ochronić się przed wiatrem.
Marsz zmęczył nas tak bardzo, że nie zauważyłem, jak wszyscy zasnęliśmy. Było mi ciepło. Świadomość, że śpię, a nie ma stójki i na dodatek możemy zamarznąć, każe mi wstać, ale nie mogę. Gdy z trudem się podniosłem, dookoła mnie nie było nikogo. Pewnie odeszli. Aż nagle zobaczyłem zaspy śniegu i usłyszałem czyjeś chrapanie. Przez dwie godziny śnieg zasypał nas tak, że na każdym było z pół metra. Budzę żołnierzy i każe szybko maszerować, by się rozgrzać, ale wszyscy mówią, że im ciepło...
Gdzieś w Polsce, jakiś oddział partyzancki, styczeń 1945 r.
Pan Sawiak może się domyśli...